Na początek warto pokrótce opisać stan obecny. Ograniczenie możliwości wykorzystywania przewagi informacyjnej oparte jest na wielu płaszczyznach regulacyjno-nadzorczych. Mamy do czynienia z zakazem ujawnienia i wykorzystania informacji poufnej; członkowie władz spółki mają zakaz obrotu akcjami tej spółki w tzw. okresach zamkniętych (30 dni przed publikacją raportów okresowych); zobowiązani są raportować o każdej transakcji akcjami tej spółki przekraczającej w danym roku 20 tys. euro; w przypadku pojawienia się w spółce informacji poufnej wpisywani są na listę insiderów, ze wskazaniem szczegółów dotyczących momentu poznania danej informacji; a do tego spółka musi prowadzić listę osób blisko związanych (fizycznych i prawnych) z członkami władz spółki.
Myślę, że nawet najbardziej zagorzały regulator nie wymyśliłby tak skomplikowanych i wielopłaszczyznowych regulacji. Są one dziełem zbiorowym różnych pokoleń i narodów, odzwierciedlającym obawy o możliwości różnego rodzaju nadużyć. W rezultacie mamy mozaikę, która jest niezwykle skomplikowana, tym bardziej że po jej ułożeniu nie widać całości obrazu, a jedynie drobne, oderwane od siebie (a często nachodzące na siebie) fragmenty. Jest to typowy przykład regulacji, które bardzo utrudniają życie uczciwym, a w bardzo małym stopniu utrudniają działanie oszustów.
Zgodzę się, że przytoczone regulacje świetnie zabezpieczają rynek przed ostentacyjnym wykorzystaniem informacji poufnej przez prezesa spółki działającego indywidualnie, za pośrednictwem własnego rachunku inwestycyjnego. Wówczas każdą transakcję będzie musiał zaraportować, jeśli zrobi to w okresie zamkniętym lub w okresie posiadania informacji poufnej, to poniesie konsekwencje. Takie sytuacje są jednak niezwykle rzadkie, z dwóch powodów.
Po pierwsze, nieuczciwi insiderzy mają swój intelekt i jeśli zdecydują się na wykorzystanie informacji poufnej, dokonają transakcji w taki sposób, aby ich ściganie było praktycznie niemożliwe. Tym bardziej że nie chodzi o osoby, które przez przypadek i nagle dowiadują się o czymś ważnym, tylko o członków najwyższych władz, którzy gdyby chcieli, znaleźliby obejście tej pajęczyny regulacyjnej. Od razu uspokoję, że nie oznacza to, iż insiderzy są bezkarni – o ile złapanie ich za rękę przy dokonywaniu transakcji jest niezwykle trudne, o tyle wykazanie spółce, że nie zadbała o zachowanie informacji w poufności, jest niezwykle łatwe, co wiąże się z poważnymi sankcjami dla spółki i członków jej władz.
Po drugie, warto zwrócić uwagę, że w przypadku większości notowanych spółek wykorzystanie informacji poufnej jest niemożliwe z uwagi na zbyt niską płynność. Załóżmy, że prezes jest w posiadaniu informacji, która spowoduje zmianę kursu np. o 20 proc. I że minimalny zysk, który kompensowałby niepokój moralny i zagrożenie sankcjami (do pięciu lat więzienia, do 5 mln zł grzywny, kara finansowa na spółkę do 10 mln zł, na członka zarządu do 4 mln zł), wynosi np. 100 tys. zł. I że prezes ma na wykorzystanie informacji cały tydzień, czyli pięć sesji, oraz że jego udział w obrotach na danej sesji nie powinien przekraczać 5 proc., żeby nie powodować zmiany kursu i nie wzbudzać podejrzeń.