Zapewne ma rację Marcin Piątkowski – a nawet zdecydowanie ma rację – że ostatnie dziesięciolecia to złoty wiek w historii gospodarczej Polski. A nawet szerzej niż gospodarczej, bo to dotyczy wielu aspektów życia w naszym kraju. W dodatku dowiadujemy się z badań, że na przykład Koreańczycy z Korei Południowej żyją w państwie bogatszym niż Polska, jeśli mierzyć to wartością PKB na mieszkańca, ale są podobno bardziej zestresowani i ogólnie ich poziom życia jest gorszy niż Polaków w Polsce.
Zgadzam się też całkowicie z Marcinem, gdy mówi – parafrazuję, ale, mam nadzieję, bez ingerencji w sens – że właśnie teraz należy zwiększyć inwestycje w nowoczesne technologie, w rozwój na wielu płaszczyznach. Czyli mniej samozadowolenia, a jeszcze więcej wysiłku, by wskoczyć do pierwszej ligi potęg gospodarczych.
To jest bardzo wyrazista motywacja do pracy nad dalszym wzrostem zamożności.
Dzisiaj jednak trudno uwierzyć, że ten awans Polski do grona najbardziej konkurencyjnych gospodarek w dziedzinach, gdzie rozgrywają się światowe lub regionalne przywództwa, jest rzeczywiście możliwy.
Jeżeli wyjedziemy z Polski do, dajmy na to, Stanów Zjednoczonych, Japonii czy Niemiec, to odniesiemy wrażenie, że nie ma między Polską a bogatym globalnym Zachodem wyraźnych cywilizacyjnych odmienności. Co więcej, z przyjemnością wskazałbym na kilka przewag, jakie ma życie w dużym mieście w Polsce w porównaniu z życiem w Tokio, Frankfurcie czy Nowym Jorku. Przy zarazem pewnych zaletach tych wielkich metropolii na tle Warszawy. I to jest na pewno wielka zmiana, jaką mieliśmy szczęście przeżyć i współtworzyć, tu, w Polsce, po roku 1989. Nie przesadzając również z docenianiem jej tempa. Od roku 1989 minęło 35 lat, i to jest dość dużo czasu jak na to, by inteligentne społeczeństwo przeobraziło swoje otoczenie w sposób niemal nie do poznania. Pamiętajmy, że 35 lat to na przykład dystans między rokiem 1935 a 1970. A przecież wydaje nam się, że te dwie daty wskazują dwie kompletnie różne epoki.