Teraz rozpoczyna się proces odwrotny i jeśli odnaleziony zostanie sensowny balans między wymogami a prestiżem notowania, możemy się spodziewać nowej architektury rynków notowań.
Na początek warto przypomnieć, skąd w ogóle wziął się problem nadmiernych wymogów. Otóż kilkanaście lat temu prawnicy z londyńskiego City wpadli na pomysł, że można na rynkach alternatywnych notować papiery wartościowe, które nie były wcześniej przedmiotem publicznej oferty. W konsekwencji doszło do bardzo poważnego wyłomu w ochronie nieprofesjonalnych inwestorów, gdyż na tych rynkach alternatywnych transakcji mogli dokonywać wszyscy. Czyli pojawiła się szczególna forma oferty publicznej – poprzez uruchomienie notowania na rynku alternatywnym zamiast konieczności sporządzania prospektu emisyjnego.
Taka herezja nie mogła pozostać bez odpowiedzi regulacyjno-nadzorczej i bardzo szybko alternatywne rynki zostały otulone ciasnym gorsetem przepisów. W praktyce spółki, które przychodziły na NewConnect w bardzo przyjaznym otoczeniu regulacyjnym, po wejściu w życie MAR (2016) mają takie same wymogi regulacyjne (a moim zdaniem nawet wyższe), jak te notowane na GPW. A ich inwestorzy objęci zostali przymusową ochroną, często na tyle drogą i kłopotliwą dla robienia biznesu, że istotnie wpływającą na możliwości generowania zysku.
Dlatego obecnie różnice pomiędzy NewConnect a GPW z perspektywy emitentów są iluzoryczne. W zasadzie można je sprowadzić do niektórych obowiązków dotyczących nabywania znacznych pakietów akcji, niektórych przepisów wynikających z dyrektywy o prawach akcjonariusza oraz niektórych obowiązków tzw. jednostek zainteresowania publicznego. Szczegóły przedyskutowaliśmy podczas webinarium, zapis którego dostępny jest na naszej stronie internetowej, więc skoncentruję się nie na nich, lecz na kwestiach natury fundamentalnej.
Tak wysokie wymogi dla rynków alternatywnych doprowadziły do pewnej refleksji regulacyjnej, której skutkiem było zdefiniowanie tzw. rynków rozwoju mogących stosować nieco mniej restrykcyjne przepisy. Niestety, to obniżenie wymogów zrobione zostało metodą „nieskończoność minus”, a nie „zero plus”. Czyli regulatorzy wymienili kilka wymogów, którym spółki na tych rynkach nie podlegają (zamiast wymieniać mnóstwo wymogów, którym podlegają, co zapewne skłoniłoby do głębszej refleksji), i w ten sposób byli zadowoleni, że pomogli w rozwoju „rynków rozwoju”, ale nieskończoność pozostała nieskończonością.