Mody przychodzą i przemijają. Ale z internetem historia jest bardziej skomplikowana. Zaszkodził mesjanizm i próba wykpiwania aksjomatów znanych od lat.
Entuzjaści sieci muszą zacisnąć zęby i przetrwać kiepski okres. Nie tylko bessa i ostra przecena akcji spółek internetowych osłabia morale fanów www. Równie bolesną lekcją jest weryfikacja wielu apetycznych koncepcji i strategii. Humory musi psuć także dość częste powszechne odżegnywanie się od wszystkiego, co ma jakikolwiek związek z internetem. A nawet ? jak się wydaje ? z branżą informatyczną, która cierpi przez pokrewieństwo z sektorem www.
Jest także powód bardziej fundamentalny. Internet nie może jednym susem przeskoczyć bariery, jaką jest brak dostępu do sieci. Nie mówiąc już o SUPERSZYBKIM i ? co równie ważne ? NIEZAWODNYM dostępie, co znakomicie poprawiłoby użyteczność globalnej sieci.
Mody przechodzą i przemijają. Ale z internetem historia jest bardziej skomplikowana. Zaszkodził mesjanizm i próba wykpiwania aksjomatów znanych od lat. Mało odkrywcze będzie stwierdzenie, że wiele złego zrobiły buńczuczne deklaracje, puste obietnice i zadęcie domorosłych proroków nowej ery. Ery, w której matematyka i prawa ekonomii miały ponoć ustąpić miejsca totalnej naiwności i szaleństwu przyspieszonej konsumpcji gotówki. Sieciowa euforia przewaliła się przez cały świat, cofając się w równie szybkim tempie, w jakim nadeszła.
Od dłuższego już czasu znajdujemy się w fazie czyśćca. To czas arcytrudny, gdyż fiasko szeregu pomysłów często praktycznie uniemożliwia przekonanie do finansowania innych, nawet bardzo sensownych projektów. Ale ci, którzy przeżyją, będą mogli opanować spore połacie rynku opuszczane przez tych, którym zabrakło zdecydowania właścicieli.