Najnowsze prognozy Komisji Europejskiej wskazują, że w bieżącym roku w 21 krajach nastąpi spadek realnych wynagrodzeń w gospodarce narodowej, a największy – wynoszący około 6 proc. – w Portugalii i na Węgrzech oraz 4-proc. w Grecji. Przewidywania dla Polski to wzrost nominalnych wynagrodzeń o 3,8 proc., co przy podobnej stopie inflacji oznaczać będzie realną ich stagnację na poziomie z 2011 r. Co prawda w okresie pierwszych czterech miesięcy siła nabywcza wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw była o 0,5 proc. większa niż przed rokiem, ale w marcu osiągnęła tylko ubiegłoroczny poziom, a w kwietniu zanotowano już spadek o 0,5 proc.

Na dynamikę wynagrodzeń w bieżącym roku wpływać będzie głównie sytuacja na rynku pracy. W warunkach wysokiego bezrobocia i problemów ze znalezieniem pracy (stopa rejestrowanego bezrobocia w grudniu, podobnie jak rok wcześniej, prawdopodobnie wyniesie 12,5 proc.) maleć może presja płacowa pracowników. Barierą dla wzrostu uposażeń stanie się też pogarszanie się wydajności pracy, widoczne na początku tego roku szczególnie w górnictwie węgla kamiennego i brunatnego, przemyśle koksowniczym i rafineryjnym, produkcji wyrobów farmaceutycznych, przemyśle samochodowym oraz meblarskim. W działach tych wydajność pracy nie osiąga ubiegłorocznego poziomu.

Zwrócić jednak należy uwagę, że np. w górnictwie, ze względu na silną rolę związków zawodowych, prawdopodobny jest scenariusz spadku wydajności pracy i wydatnego wzrostu płac. Świadczą o tym wyniki za I kwartał, kiedy wydajność pracy w tym dziale, w porównaniu z ubiegłym rokiem, zmniejszyła się o prawie 8 proc., a przeciętne wynagrodzenia nominalnie wzrosły o 5,2 proc. (o 288 zł), a realnie o 1,1 proc. Nieuzasadniony wydajnością pracy wzrost płac miał tam miejsce także w zeszłym roku. Wtedy przyrost przeciętnych wynagrodzeń wyniósł 9,2 proc. (540 zł).

Przeliczając nasze płace na euro, można stwierdzić, że w tym roku Polak zarobi średnio w miesiącu 820 euro. Obywatele innych krajów unijnych otrzymują przeciętnie 2,2 tys. euro, czyli 2,7-krotnie więcej. Najwyższe wynagrodzenia oferują pracodawcy w Luksemburgu (4,2 tys. euro) i Danii (4 tys. euro), a także Irlandii (3,5 tys. euro). Najniższe zaś w Bułgarii (440 euro), Rumunii (630 euro), na Litwie (660 euro) i Łotwie (715 euro).

Inny obraz zróżnicowań płacowych rysuje się, jeśli weźmiemy pod uwagę różnice w poziomie cen, a także obciążeń fiskalnych pracowników. Obciążenia te są u nas znacznie mniejsze niż w szeregu innych krajów nie tylko starej Unii. W takim porównaniu wypadamy znacznie lepiej. Uwzględniając parytet siły nabywczej walut, polska średniomiesięczna płaca w 2012 r. to równowartość 1,3 tys. euro wobec 1,9 tys. euro średnio w 27 krajach Unii. Oczywiście różnice, w porównaniu z najzamożniejszymi krajami, pozostają duże, lecz nie są już tak rażące jak w odniesieniu do płac nominalnych. Nadal na pierwszym miejscu jest Luksemburg (3,2 tys. euro), ale na drugą pozycję wysuwa się Szwecja (2,8 tys. euro), a trzecią zajmuje Austria (2,6 tys. euro). Niewiele ustępują im Wielka Brytania, Dania, Belgia, Finlandia (2,3–2,5 tys. euro). W tym rankingu Polska zdecydowanie wyprzedza nie tylko Bułgarię, Rumunię, Litwę i Łotwę, a więc kraje o niższym poziomie PKB na mieszkańca i niższej wydajności pracy, ale także Węgry, Słowację, Estonię i Maltę, a bardzo niewiele brakuje nam do zrównania płacowego z przeżywającą dramatyczne chwile Grecją.