Bezrobocie? Jakie bezrobocie?

Klasycznym zabiegiem każdej opozycji w historii polskiego parlamentaryzmu jest wskazywanie na bezrobocie jako skutek nieudolności rządu bądź nawet jego złej woli.

Aktualizacja: 12.02.2017 17:41 Publikacja: 22.09.2012 06:00

Grzegorz Zatryb, główny strateg Skarbiec TFI

Grzegorz Zatryb, główny strateg Skarbiec TFI

Foto: Archiwum

Każde ugrupowanie, za czasów którego wskaźnik bezrobocia spadł, chwali się tym bez umiaru, tak jakby miało na to jakikolwiek wpływ. Stało się bezrobocie, nie tylko zresztą w Polsce, potężnym orężem politycznym, jako że w warunkach powszechnego dostatku wszelkich dóbr praca, a właściwie płaca, stała czymś niezwykle pożądanym. Z całą pewnością utożsamianie płacy i pracy stanowi zbyt daleko idące uproszczenie, ale jest ono konieczne.

Stopa bezrobocia rejestrowanego przekracza w Polsce 12 proc. i jest to właściwie stan permanentny od kilku lat, z małą przerwą na okres boomu gospodarczego z lat 2007–2008, kiedy to wskaźnik ten spadł do rekordowo niskiego poziomu 8,9 proc. Taki poziom bezrobocia nadal uważany był za wysoki, wskazywano na inne kraje europejskie, gdzie nie sięgał on nawet 4 proc. Bezrobocie utożsamiane jest z biedą, więc duża liczba niezatrudnionych skłania do dopatrywania się biedy w Polsce. Jest więc bezrobocie zwalczane z wielkim zapałem i mizernymi rezultatami. Być może największym sukcesem jest stworzenie miejsc pracy w instytucjach powołanych do walki z bezrobociem.

Problem w tym, iż porównywanie Polski z krajami „starej" Europy jest zupełnym nieporozumieniem. Przyczyny są co najmniej trzy. Po pierwsze, mimo upływu ponad 20 lat od jego końca nadal odczuwamy skutki istnienia poprzedniego ustroju. Wychował on kilka pokoleń grupy, dla której praca nie jest czymś ważnym. W socjalizmie bowiem nie była ona dobrem rzadkim, istniał w pewnych okresach nawet prawny obowiązek pracy. Pracę zapewniało państwo, a jeśli nie pracę, to jakieś inne źródło utrzymania i w rezultacie nadal istnieje spora grupa osób uważająca, iż uzyskanie środków do życia to nie jej problem. Zjawisko to jest dodatkowo umacniane istnieniem licznej rzeszy tak zwanych chłoporobotników, która korzysta w razie potrzeby z instytucji zasiłku.

Drugą przyczyną jest oczywiście istnienie tak zwanej szarej strefy. Jest ona tym większa, im wyższe są pozapłacowe koszty pracy. W sytuacji kiedy stanowią one zapewne około 60 proc. płacy netto trudno oczekiwać, iż część obywateli nie podejmie ryzyka próby uniknięcia tych dodatkowych kosztów. Im niższy zaś dochód do dyspozycji per capita, tym większa szansa, że w danym społeczeństwie zjawisko takie będzie występowało. Uprzywilejowanie pracownika w stosunku do pracodawcy przy okazji umów zawartych w oparciu o prawo pracy stanowi kolejną zachętę do omijania oficjalnych form zatrudnienia. Istnienie instytucji płacy minimalnej jest często gwoździem do trumny nowego oficjalnego miejsca pracy.

Argumentem na poparcie powyższych tez niech będzie udział długoterminowo bezrobotnych. Międzynarodowa Organizacja Pracy za takich uznaje pozostających bez pracy, mimo aktywnego jej poszukiwania, przez okres dłuższy niż rok. Na koniec 2010 roku (ostatnie dane) tacy bezrobotni stanowili 2,5 proc. osób zdolnych do pracy w Polsce. Dla porównania – wskaźnik ten wyniósł dla Japonii 1,7 proc., dla USA 2,5 proc., a dla strefy euro 4,6 proc.! Całkowite bezrobocie według metodologii BAEL dla tych krajów to odpowiednio: 9,6?proc., 5 proc., 9,6 proc. i 10?proc. Niski udział długoterminowo bezrobotnych w Polsce wskazuje na sporą rotację, która nie dziwi, gdy wiemy, jakie warunki należy spełniać, aby otrzymywać zasiłek.

Ostatnią przyczyną jest struktura demograficzna polskiego społeczeństwa. Jest ona unikalna w skali europejskiej i nie tylko. W 1992 roku relacja grupy wiekowej 15–64 lata, czyli najczęściej przyjmowanej jako zdolna do pracy do ogółu społeczeństwa wynosiła w Polsce 65,2 proc. i była podobna do tej w Stanach Zjednoczonych (65,6 proc.) i zauważalnie niższa niż w krajach obecnej strefy euro (67,5 proc.) czy w Japonii (69,9 proc.). Według danych na koniec ubiegłego roku w Japonii relacja ta skurczyła się do 63,3 proc., w strefie euro do 66,1 proc., a w USA poprawiła się i wzrosła do 66,6 proc. Tymczasem w Polsce wyniosła aż 71,5 proc., a wskaźnik ten utrzymuje się na poziomie powyżej 70 proc. od połowy minionej dekady. Jest to sytuacja niezwykle korzystna, szybki wzrost gospodarczy jest bowiem z reguły związany z wysokim udziałem pracujących w całym społeczeństwie. Z drugiej jednak strony nagłe pojawienie się na rynku pracy dużej rzeszy nowych poszukujących zatrudnienia musi prowadzić do powstania napięć. Niedostatecznie elastyczna gospodarka nie jest w stanie odpowiednio szybko wchłaniać nowych pracowników i prowadzi to do wzrostu bezrobocia.

Ostateczna teza nasuwa się sama. W Polsce naturalna stopa bezrobocia, czyli taka, na którą czynniki koniunkturalne nie mają wpływu, jest znacznie wyższa niż w innych krajach. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że wynosi ona około 8–9 proc., jeśli weźmiemy pod uwagę bezrobocie rejestrowane bądź jakieś 7 proc., gdy odniesiemy się do metodologii MOP. Bez zmian kulturowych i demograficznych nie ma co liczyć na bezrobocie rejestrowane poniżej kilkunastu procent. Wszelkie formy tak zwanego aktywowania bezrobotnych to w tym kontekście strata czasu i pieniędzy, zaś państwowy aparat do walki z bezrobociem to zbędne obciążenie, którego likwidacja pozwoliłaby zmniejszyć koszty funkcjonowania gospodarki.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie