Polskie górnictwo węgla kamiennego w najbliższych miesiącach i latach musi się zmierzyć z istotnymi wyzwaniami. Kopalnie muszą postawić na poprawę efektywności. Inaczej spółkom górniczym grozi wykluczenie z grona liczących się na świecie graczy, a w dalszej kolejności ograniczenie skali działalności, zatrudnienia, a niektórym – nawet bankructwo.
W ostatnich miesiącach niejeden raz słyszeliśmy, że w polskich kopalniach zalegają miliony ton węgla kamiennego, na który brakuje chętnych nie tylko w kraju, ale i za granicą. Jest to częściowo efekt spowolnienia gospodarczego, które skutkuje spadkiem zapotrzebowania na surowiec. Ale najważniejszą przyczyną jest cena – koszt wydobycia naszego węgla jest ponaddwukrotnie wyższy niż tego wydobywanego w Australii, RPA czy Rosji. Ta różnica sprawia, że nawet w Polsce coraz częściej klienci będą się zastanawiać nad importem tego surowca, zamiast kupować go lokalnie. Realne ceny krajowego węgla napędzał na przestrzeni lat głównie wzrost jednostkowych kosztów wydobycia, które w latach 2003–2011 rosły średnio o około 10 proc. rocznie, czyli ponad trzy razy szybciej niż inflacja.
Tymczasem z analiz Boston Consulting Group wynika, że w nadchodzących latach nie należy się spodziewać globalnych zwyżek cen węgla – co więcej, ostatnio widać wyraźnie ich spadek. Ryzyko, że ta sytuacja odbije się niekorzystnie na polskim górnictwie, jest bardzo wysokie.
Co mogą zrobić polskie kopalnie, by wrócić do grona liczących się na świecie graczy, także pod względem rentowności? Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, przyjrzyjmy się, jakie kroki w ostatnich latach podjęły firmy oceniane obecnie jako najbardziej konkurencyjne. Jeden z czołowych producentów węgla na świecie wdrożył kompleksowy program poprawy efektywności w swoich kopalniach, dzięki czemu udało się poprawić wynik grupy o ponad 1?mld USD rocznie. Mając na uwadze fakt, że w górnictwie koszty stałe są szczególnie wysokie, postawił przede wszystkim na zwiększenie produkcji – aby zmniejszyć jednostkowy koszt wydobycia tony węgla.
Pierwszym krokiem było zwiększenie efektywności pracy kombajnów ścianowych poprzez zmniejszenie liczby przerw zarówno tych planowych, jak i nieprzewidzianych, czyli czasu, kiedy bardzo drogi sprzęt nie jest w ogóle wykorzystywany i nie wydobywa węgla. Skokowy wzrost efektywności był widoczny już na etapie pilotażu – w jednej z kopalń biorących udział w programie udało się zwiększyć czas pracy kombajnów ścianowych z 55 do blisko 100 godzin tygodniowo, co w olbrzymim stopniu przełożyło się na dodatkowe przychody i redukcję kosztu jednostkowego. Drugim krokiem było wdrożenie programu motywacyjnego dla załogi. Warto zaznaczyć, że został on wprowadzony w bliskim dialogu ze stroną społeczną – przy akceptacji związków zawodowych i spotkał się nawet z entuzjastyczną reakcją załogi, która dostrzegła w nim wymierne korzyści dla siebie.