IGTE zaproponowała możliwość wyboru świadczenia w formie wypłaty programowanej, nie krótszej jednak niż 10 lat, pisząc dość jasno o zaletach i wadach swojej propozycji. Za sprawą ministra Rostowskiego, a następnie polityków wszystkich niemal opcji, którzy na wyścigi wyrażali swoje głębokie oburzenie dla pomysłu Izby, przez media przetoczyło się prawdziwe tornado. Niestety większość informacji podana była w charakterze sensacji. Rzadko mówiono, że wypłata programowana jest opcją dobrowolną, że to jedynie mniejsza część emerytury (większość będzie przecież pochodzić z ZUS), a częściej straszono ludzi niskimi świadczeniami oraz przedstawiano OFE jako instytucje pobierające wysokie opłaty i będące przyczyną problemów budżetowych. Pojawiły się nawet głosy o konieczności likwidacji OFE. Nie chcę udowodnić, że OFE są lekiem na całe zło, bo nie są, ale odrzucam coraz częściej forsowany pogląd, że są przyczyną całego zła, a reforma emerytalna była błędem.
Fundusze emerytalne funkcjonują w oparciu o przepisy prawa. To nie fundusze ustalają zasady gry, fundusze mają ustalonych zasad przestrzegać. Limity inwestycyjne, kategorie lokat, wysokość opłat i wiele innych obszarów funkcjonowania jest jasno określonych. Niestety wciąż nie są określone zasady wypłaty świadczeń i ochrona kapitału w czasie bezpośrednio poprzedzającym osiągnięcie wieku emerytalnego. Są to długoletnie zaniedbania i zaniechania legislacyjne obecnego oraz poprzednich rządów i parlamentów. Należy o tym pamiętać.
ZUS przekazał OFE blisko 190 mld zł składek. Te środki nie są jedynie zapisem na koncie, gdyż mają pokrycie w papierach wartościowych i, co ważne, zostały znacznie pomnożone. Aktywa OFE wynoszą obecnie 270 mld zł i są inwestowane w zróżnicowany sposób – 122 mld to obligacje skarbowe, 94 mld to akcje, 19 mld to lokaty bankowe, 17 mld to obligacje drogowe, a 12 mld zł to obligacje przedsiębiorstw. OFE zarobiły dla swoich członków średniorocznie 6,5 proc. po odliczeniu wszystkich kosztów, co jest bardzo dobrym wynikiem na tle analogicznych form inwestowania. Warto się zatrzymać na chwilę przy kosztach, bo to one są często krytykowane. Z danych KNF wynika, że w latach 2000–2012 OFE pobrały łącznie 16,9 mld zł opłat. Oczywiście zawsze należy patrzeć na opłaty i w miarę możliwości je obniżać, ale nie można popadać w demagogię. Skoro członków OFE jest 16,2 mln, to średnio na osobę przypada nieco ponad 1000 zł „zabranego kapitału". Gdyby przyjąć na chwilę, że OFE działają charytatywnie w ogóle nie pobierając opłat, to 1000 zł kapitału więcej oznacza 5 zł więcej emerytury, a więc koszty nie są tu kluczowe. Kluczowa jest efektywność i tę efektywność OFE, w ramach stworzonych im ram prawnych, prezentują.
Dziś, gdy w ZUS coraz bardziej brakuje środków na wypłatę bieżących świadczeń, zaczyna się wskazywać OFE jako winowajców deficytu. Próbuje się wmówić ludziom, że OFE zadłużają Polskę. Tymczasem nasz kraj zadłuża się niezależnie od istnienia OFE już od wielu lat, ale od 13 lat dzięki OFE struktura długu jest stabilizowana, przez co ogranicza się ryzyko wyprzedaży obligacji skarbowych przez inne instytucje. W 2010 r., a więc przed zmniejszeniem wysokości składki przekazywanej do OFE z 7,3 proc. do 2,3 proc. wynagrodzenia brutto, koszty transferów do funduszy emerytalnych stanowiły tylko 3,5 proc. wartości wydatków publicznych. To zatem nie OFE są winne sytuacji budżetu państwa, co stwierdzono nawet w uzasadnieniu do rządowego projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw związanych z funkcjonowaniem systemu ubezpieczeń społecznych w 2011 r., pisząc: „(...) należy jednak z całą mocą podkreślić, iż nie można traktować otwartych funduszy emerytalnych jako jedynego źródła problemów sektora finansów publicznych. Źródłem deficytu sektora finansów publicznych są również wieloletnie zaniechania lub decyzje, których skutki okazały się dla finansów publicznych gorsze, niż pierwotnie zakładano".
Ewentualna likwidacja OFE wcale nie ograniczyłaby potrzeb pożyczkowych państwa. Co gorsza, pojawiłaby się pokusa wykorzystania pozornej oszczędności na przepływie składek do zwiększania innych wydatków państwa, czyli dalszego pogłębiania deficytu. Zniknęłyby składki przekazywane do OFE, ale same zobowiązania wobec przyszłych emerytów już nie. Po prostu zwiększyłyby się zapisy na kontach w ZUS, gdzie przecież już teraz figuruje 2,2 biliona złotych?emerytalnych zobowiązań?wobec pracujących Polaków! Patrząc na stale słabnące dane demograficzne nasuwa się pytanie o to, czy przyszłe pokolenia uniosą taki finansowy ciężar?