Popyt na najszybsze i najbardziej wydajne pamięci używane w urządzeniach mobilnych jest tak duży, że producenci mogli pozwolić sobie na podniesienie cen. Na dodatek nie wszystkie zamówienia zostają zaspokojone, co zmusza producentów sprzętu do używania mniej wydajnych komponentów.
Braki części wykorzystywanych do produkcji elektroniki użytkowej nie zdarzają się często i zazwyczaj nie są spowodowane – tak jak ma to miejsce w przypadku pamięci – zbyt wysokim w stosunku do aktualnych mocy produkcyjnych popytem. W 2011 r. w wyniku tsunami, które nawiedziło Japonię, Sony miało spory problem z produkcją matryc do cyfrowych aparatów fotograficznych, w tym instalowanych w smartfonach. W 2016 r. ten sam producent po trzęsieniu ziemi wstrzymał produkcję matryc wykorzystywanych m.in. w smartfonach Apple i Samsunga. W 2011 r. wielka powódź, która nawiedziła Tajlandię, zakłóciła produkcję i dostawy twardych dysków. Konsekwencją był gwałtowny wzrost ich cen. W ciągu kilku tygodni podrożały o ok. 100 proc.
Problemy z zaspokojeniem popytu na używane w smartfonach i komputerach, a także w innych urządzeniach pamięci DRAM i NAND zaczęły się pod koniec ubiegłego roku. Dotyczyły najnowszych, a więc zarazem najbardziej wydajnych modeli pamięci.
Zapotrzebowanie na pamięci rośnie, bo najnowsze smartfony i komputery potrzebują ich znacznie więcej niż te, które masowo produkowano rok czy półtora roku temu. Dodatkowym bodźcem do wzrostu popytu jest rosnąca sprzedaż smartfonów oraz innych urządzeń, w których montowane są pamięci.
Toshiba, która jest jednym z większych światowych producentów szybkich pamięci NAND, mówi wprost, że nie jest w stanie zaspokoić popytu na najbardziej wydajne podzespoły. Powodem są zamówienia od Apple oraz innych producentów smartfonów.