Nie da się ukryć, że zwolennicy przyjęcia przez Polskę wspólnej waluty nie mają przez ostatnie lata łatwo. Argumentów ekonomicznych brakuje, dominują zalety zachowania status quo, stąd i głosy za przystąpieniem do strefy euro brzmią coraz ciszej. Można śmiało uznać, że posiadanie własnej waluty odgrywało w ostatniej latach rolę stabilizatora polskiej gospodarki. W czasie globalnego kryzysu z lat 2008–2009 silna przecena złotego w dużej mierze przyczyniła się do tego, że Polska nie doświadczyła recesji (minimum kwartalnego PKB wypadło na poziomie 1,2 proc. rok do roku).
Podobnie było trzy lata później, kiedy wyraźna deprecjacja waluty z II połowy 2011 r. złagodziła skutki osłabienia popytu z krajów Unii po kryzysie zadłużenia. PKB wyhamował między I kwartałem 2012 a I kwartałem 2013 r. z 5,3 proc. do 0,2 proc., lecz znów uniknęliśmy recesji (zakładam opóźniony o jeden–dwa kwartały wpływ zmian kursowych na realną wymianę). W okresie pięciu kwartałów spowolnienia dodatnia kontrybucja eksportu netto we wzrost gospodarczy wyniosła średnio 2 pkt proc., podczas gdy rok wcześniej było to 0,9 pp., w 2010 r. zaś ten składnik kontrybuował ujemnie na poziomie 0,7 pp.
Wydaje się, że także generalnie utrzymująca się słabość złotego z ubiegłego roku wygładziła niedawne spowolnienie gospodarcze. Handel netto odpowiadał w 2016 r. za 0,3 pp. wzrostu PKB, pomimo także dodatniej kontrybucji rok wcześniej (0,6 pp.).
Pozytywnie przebiegają – a i nie najgorzej się prezentują – średnioterminowe perspektywy procesów kursowych także w 2017 r. Złoty się umacnia. Biorąc pod uwagę niską inflację, jest to raczej niekorzystne z punktu widzenia gospodarki (większość banków centralnych wciąż stara się osłabiać lokalną walutę, choć trzeba przyznać, że daleko dziś do sytuacji z lat ubiegłych). Jednakże zmiany zachodzące w przypadku poszczególnych par walutowych w kontekście struktury polskiego handlu (ale także zadłużenia) prezentują się bardzo optymistycznie. Jednym słowem poprawiają się terms of trade.
Złoty zyskuje szybciej do amerykańskiego dolara, czyli waluty, która ma większy udział w imporcie niż eksporcie. Sprowadzamy notowane w USD surowce (głównie energetyczne, tj. ropę naftową i gaz ziemny) czy dobra konsumpcyjne z Chin i krajów Dalekiego Wschodu (na razie nadal też w większości rozliczane w USD). Spadek kursu USD/PLN powoduje zmniejszenie kosztów wynikających z tego tytułu.