W niedzielę Niemcy decydować będą o składzie nowego parlamentu. Połowa posłów wybierana będzie w jednomandatowych okręgach wyborczych, druga według klucza partyjnego na szczeblu krajowym. Wynik wyborów nie elektryzuje jednak rynków, tak jak to było w przypadku Francji na wiosnę, gdyż czwarta wygrana partii Angeli Merkel wydaje się już przesądzona.

Od czasu gdy CDU/CSU objęła władzę, bezrobocie zmniejszyło się o połowę, a wzrost gospodarczy znacząco przewyższa ten notowany w pozostałych gospodarkach strefy euro, co działa na korzyść obecnej kanclerz. Największej dozy niepewności dostarcza przyszły koalicjant CDU/CSU, który będzie miał wpływ na politykę niemieckiego rządu w najbliższych latach. Czy będzie to, tak jak w rządach z 2005 i 2013 roku, SPD czy – tak jak w tym z 2009 roku – FDP?

O ile w marcu poparcie dla CDU/CSU i SPD się zrównało, o tyle od tego czasu różnica w sondażach się powiększa i sięga obecnie 15 punktów procentowych. Koalicja ta może jednak stracić część miejsc w Bundestagu. Słabość SPD rodzi ryzyko i stwarza zarazem szansę dla mniejszych ugrupowań, takich jak FDP, znajdującej się bardziej na prawo w sprawach gospodarczych od CDU/CSU, czy też Zielonych, którzy z kolei plasują się na lewo od SPD. Poparcie dla dużej koalicji CDU/CSU–SPD jest jednak w tym momencie największe i taki rozwój wydarzeń wydaje się najbardziej prawdopodobny. Dalsza integracja strefy euro byłaby łatwiejsza w wypadku kontynuacji wielkiej koalicji, a jej powstanie zdecydowanie wspierałoby zacieśnienie współpracy z Francją, zwiększając szanse wprowadzenia wspólnego budżetu strefy euro. Dla niemieckiej gospodarki oznaczałoby to również nieco luźniejszą politykę fiskalną, przekładającą się na jeszcze szybszy wzrost gospodarczy. Taki scenariusz byłby również korzystniejszy dla wspólnej waluty oraz europejskiego rynku akcji.

Drugim możliwym, lecz mniej prawdopodobnym, rozstrzygnięciem jest bardziej liberalna koalicja CDU/CSU–FDP. Wszystko wskazuje na to, że FDP w tych wyborach przekroczy 5-proc. próg wyborczy i wejdzie do parlamentu. Taka koalicja zdecydowanie zmniejszy szanse na poluzowanie polityki fiskalnej oraz będzie oznaczać trudniejszą współpracę z Macronem. Scenariusz ten byłby mniej pozytywny dla notowań euro oraz rynku akcji, choć z pewnością nie spowodowałby większej wyprzedaży. Istnieją bowiem spore szanse, że w wyniku spadku niepewności związanego z wyborami rynek finalnie będzie się cieszyć również z tego rozstrzygnięcia. Wyniki wyborów nie powinny w krótkim okresie przełożyć się zbytnio na aktywność niemieckiej gospodarki, ale na współpracę z Francją i dalsze reformowanie strefy euro już tak. Koalicja z FDP może pokomplikować nieco dalszą integrację fiskalną krajów unii walutowej, natomiast na pewno jej nie przekreśli.

Warto pamiętać, że negocjowanie umów koalicyjnych historycznie zajmowało kilkadziesiąt dni, a w 2013 roku były to rekordowe trzy miesiące. Z tego też tytułu pierwsza reakcja rynków może pozostawać umiarkowana. Za brakiem większej zmienności przemawia również to, że dojście populistów do władzy nie stanowi w Niemczech tak dużego ryzyka, gdyż skrajnie prawicowa AfD ma tylko kilkuprocentowe poparcie i nie stanowi zagrożenia dla kształtu Bundestagu po wyborach.