OKIEM HISTORYKA
Czasy saskie (panowanie Augusta II i Augusta III z dynastii Wettinów) to uwertura do upadku Polski, wikłanej wówczas w konflikt szwedzko-rosyjski, popadającej w zależność od rosnącej w siłę Rosji. Nasza słabość wewnętrzna i zewnętrzna pozwoliła Prusom na emancypację i rozwój. Państwo polskie istniało już tylko teoretycznie, nie prowadziło własnej polityki zagranicznej i obronnej, monetarnej, podatkowej; sprawy najwyższej wagi rozstrzygano obcymi wojskami i pieniędzmi. Dwakroć po koronę sięgał, z obcą pomocą, Stanisław Leszczyński (1704–1709 i 1733–1736), co w żadnej mierze kraju nie wzmocniło. W społeczeństwie zapanował pogląd wyrażający swoistą odmianę patriotyzmu: im bardziej odsuniemy się od udziału w sprawach europejskich, im bardziej wyrzekniemy się własnej siły zbrojnej, tym bardziej zostawią nas w spokoju, bo całkiem obcy, bierni, bezsilni, słabi – nikomu nie będziemy wadzić. Taka postawa oznaczała jednak otwarte zaproszenie do rozbiorów, co też miało nastąpić niebawem. Poprzednie dwa zdania proszę przeczytać ponownie.
OKIEM INWESTORA
Firma bywała to silna, to słaba, ale przez lat kilkaset przynajmniej wiadomo było, kto nią zarządza. Powszechna później praktyka dublujących się zarządów i bałaganu w rejestrze odrodziła się za sprawą rywalizacji między Augustami, Drugim i Trzecim, a Stanisławem Leszczyńskim, instalowanym w fotelu prezesa raz przez Szwedów (1704), drugi raz przez rodzimych inwestorów wspieranych przez francuski kapitał (1733), w obu przypadkach na krótko, co tylko wzmagało zamęt. Firma stała się obiektem ostrej rywalizacji inwestorów rosyjskich i szwedzkich, z tym że ani jedni, ani drudzy u nas nie inwestowali, tylko przejmowali, co się dało.
Prezesi z Saksonii tkwili w konfliktach interesów, uprawiali działalność konkurencyjną, u nas otwarcie służyli rosyjskim interesom, pierwszy z nich głównie pił, drugi jadł. Prowadząc rodzinną firmę w Dreźnie, u nas Sasi wyprowadzali aktywa, promowali korupcję i transfer pricing, zachowywali się jak w naszych czasach firma zarządzająca NFI: chodziło o to, by zgarnąć sutą opłatę za zarządzanie, zresztą byle jakie, i się przy tym nie narobić.
Ich rywalizacja o posadę ze Stanisławem Leszczyńskim podzieliła akcjonariat: część poszła za Augustami, czyli do Sasa, część za Stanisławem, czyli do Lasa. W 1704 r. Szwedzi urządzili dogrywkę posesyjną i wypromowali na niej prezesurę Leszczyńskiego, w zamian uzyskali uprzywilejowanie akcji i korzystne opcje. August II złożył rezygnację; później, już nieformalnie, wrócił na stanowisko, ale traciło ono na znaczeniu. W 1733 r., gdy powstał wakat po jego śmierci, Stanisław został obwołany prezesem – tym razem legalnie, przez walne zgromadzenie, ale znów przejściowo. Jego dzieje są jak amplituda notowań giełdowych: raz szedł w górę, raz w dół. Dwakroć po atakach niedźwiedzi usiłował złapać spadający nóż, co w żadnym wypadku nie zatrzymało deprecjacji wartości Firmy. Wygnany z niej, pełnił stanowisko prokurenta w podrzędnym Księstwie Dwóch Mostów nad Renem, August II nasyłał zaś nań oprychów. Kiedy niespodziewanie wydał córkę za francuskiego prezesa zwanego Królem Słońce, niepomiernie zyskał na wartości, na krótko odzyskał prezesurę, lecz z Firmy znowu wygnali go Ruscy. Z poręki teścia został prokurentem w Lotaryngii, gdzie rządził długo i dobrze, zapracowując na wdzięczną pamięć i opinię dobrego administratora.
Od tamtych czasów na długo przetrwały złe obyczaje: brak poszanowania dla zakazu działalności konkurencyjnej, przepychanki z udziałem zbirów, interwencje zagranicznych inwestorów grabiących co się da, zrywanie walnych zgromadzeń, chaos w rejestrze.