Za nami dziesięć lat, które z perspektywy GPW wielu inwestorów określi mianem straconej dekady. Nie tylko indeks największych spółek jest dziś niżej, ale jednocześnie inwestorzy z Książęcej z niedowierzaniem musieli obserwować kolejne rekordy na Wall Street. Nic więc dziwnego, że pomysł powołania do życia pracowniczych planów kapitałowych wlał w ich serca nadzieję. Czy słusznie?
Dla ekonomisty wyznającego teorię efektywnych rynków odpowiedź byłaby krótka – niesłusznie. Lokalny popyt i podaż nie mają znaczenia – liczy się zasób globalnych oszczędności, a w nim składki polskich emerytów są niczym grosiki wrzucane do świnki skarbonki. Inwestycje konkurują o ten zasób i jeśli akcje na jakimś rynku byłyby „tanie", to oferowałyby ponadprzeciętne stopy zwrotu, globalny kapitał natychmiast by tę okazję wykorzystał, eliminując „okazję". Innymi słowy, bez względu na OFE, PPK czy inne twory wycena rynkowa przy braku ograniczeń transakcji zawsze powinna być właściwa. A zatem stan, iż dziś relacja WIG20 do S&P 500 to zaledwie 40 proc. jej z 2010 roku, byłby w pełni uzasadniony.
Tyle teorii. W praktyce hipoteza efektywnych rynków wielokrotnie poddawana była trudnym testom i przywołany przeze mnie przykład Wall Street nie jest bezpodstawny. Trudno jest dziś znaleźć ekspertów uznających, że miliardy wydane w operacjach skupu akcji własnych czy też trzy serie dodruku pieniądza przez Fed nie wpłynęły na wyceny. Analogicznie w Polsce zakręcenie kurka z pieniędzmi dla OFE zbiegło się w czasie z okresem jaskrawej słabości naszego rynku względem zagranicy (nie tylko Wall Street). Oczywiście złożyła się na to większa liczba czynników, przede wszystkim dynamika wyników spółek, jednak moim zdaniem bilans lokalnych zasobów płynących na giełdę miał również bardzo duże znaczenie. Dlatego PPK są moim zdaniem ważne, ale zmiany niosą za sobą nie tylko szanse.
Kapitał z PPK oczywiście zasili giełdę, ale skala tego wpływu będzie mieć fundamentalne znaczenie, bo jednocześnie wcześniej czy później IKE powstałe z przekształcenia z OFE będą musiały akcje sprzedawać. Zacznijmy od PPK. Kluczowym parametrem decydującym o strumieniu pieniędzy płynących do GPW jest skala uczestnictwa w programie, a ta na razie jest rozczarowująca. Pierwsze szacunki mówią o mniej niż 40 proc. dla firm zatrudniających powyżej 250 osób, a zakładamy, że dla mniejszych firm początkowo ten odsetek będzie jeszcze niższy. Co prawda liczymy, że „dobry przykład" da strefa budżetowa, ona jednak do programu dołączy dopiero w 2021 roku.
Warunki programu z punktu widzenia pracownika są naprawdę korzystne, a niska partycypacja to efekt niestabilności systemu w ostatnich latach, przekładającej się na bardzo niskie zaufanie pracowników. Jeśli program będzie realizowany konsekwentnie, a szeroko rozumiana polityka w tym zakresie odpowiedzialna, liczymy, że z czasem udział w programie będzie rósł i na ten moment zakładamy, że średnio w 2025 roku wyniesie 45 proc.