Dużo się ostatnimi czasy mówi i pisze o inwestycjach publicznych. O tym, że to dobry sposób na wyjście z kryzysu, że będą na to dodatkowe środki z Unii Europejskiej (tzw. Fundusz Odbudowy), że instytucje międzynarodowe je zalecają itd. Ja osobiście do tej manii inwestycji publicznych jestem dość sceptycznie nastawiony. Nie żebym miał coś przeciwko autostradom, sprawnie działającym kolejom czy nowym sieciom telekomunikacyjnym. Ten mój sceptycyzm oparty jest na starej prawdzie, że „co za dużo to niezdrowo". W przypadku inwestycji publicznych ta prawda sprawdza się niezawodnie, szczególnie gdy pieniądz na takie projekty jest łatwo dostępny, a w dzisiejszych czasach właśnie tak jest – w efekcie polityki banków centralnych pieniądz dla wielu rządów stał się dziś darmowy, a nierzadko zwraca się mniej, niż pożycza. W takiej sytuacji znacznie pogarsza się jakość procesu inwestycyjnego – realizowane są projekty o niskiej produktywności i użyteczności, a biorąc pod uwagę koszty ponoszone w przyszłości (np. te związane z utrzymaniem) jestem pewien, że wiele z inwestycji, jakie zafundują nam rządy w nadchodzących latach, będzie – biorąc pod uwagę dłuższy okres i skumulowany wpływ – mieć negatywny wpływ na długoterminowy potencjał rozwojowy.
Często inwestycje publiczne widzi się także jako sposób na pobudzenie inwestycji prywatnych. Znacznie rzadziej jednak wspomina się przy tej okazji, że by zaobserwować ten efekt, muszą być spełnione liczne warunki. Między innymi inwestycje publiczne muszą być ukierunkowane na usuwanie konkretnych barier dla inwestycji prywatnych (np. utrudniony dostęp do rynków zagranicznych ze względu na jakość infrastruktury transportowej). Poza tym musi im towarzyszyć polityka społeczno-gospodarcza, która stwarza korzystne warunki dla realizacji prywatnych projektów.
I to właśnie przy tym drugim punkcie chciałbym się zatrzymać. Wiele badań odnoszących się do procesów inwestycyjnych w sektorze prywatnym wskazuje na szczególną rolę tzw. wiarygodnych zobowiązań państwa wobec podmiotów funkcjonujących w gospodarce. Z reguły w tym względzie wyróżnia się dwa główne kanały oddziaływania otoczenia instytucjonalnego na procesy makroekonomiczne, w tym w szczególności inwestycje. Pierwszym z nich jest jakość stanowionych rozwiązań regulacyjnych i podatkowych oraz powiązana z tym częstotliwość ich zmian. Drugim – kwestia przeplatania się działalności biznesowej z polityką.
Gdy jakość stanowionego prawa jest niska – czemu z reguły towarzyszy wysoka częstotliwość zmian – wykreowana w ten sposób niepewność podnosi, często w sposób bardzo znaczący, próg opłacalności projektów inwestycyjnych. To właśnie to zjawisko najlepiej tłumaczy okresy niskiego poziomu inwestycji prywatnych w warunkach taniego kapitału i dobrej koniunktury. Co z tego, że kapitał jest tani, a popyt silny, skoro ze względu na niepewność (co do podatkowych i regulacyjnych rozwiązań) ryzyko tego, że zaplanowany, optymistyczny scenariusz biznesowy w praktyce się nie zmaterializuje, jest wysokie.
W takich sytuacjach zachodzą po stronie firm liczne dostosowania. Jedną z ich form bywa dywersyfikacja – np. lokalizowanie części inwestycji w innych, bardziej przewidywalnych krajach. Inną jest przekierowanie inwestycji do mniej ryzykownych obszarów, takich, gdzie oddziaływanie czynników regulacyjnych i podatkowych jest mniejsze. Skrajną wreszcie formą dostosowania jest rezygnacja z inwestycji w ogóle – zwrot inwestorom (w formie dywidendy) wypracowanego kapitału.