Mirosław Kachniewski, SEG: Czy to już zmierzch crowdfundingu?

Limity zbiórek wzrosną wkrótce do 5 mln euro. To olbrzymie kwoty przekładające się na wycenę firm na poziomie wielu spółek z NewConnect. Ale regulacje przyhamują rozwój crowdfundingu – mówi Mirosław Kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych.

Publikacja: 20.08.2023 15:26

Gościem Aleksandry Ptak-Iglewskiej w Parkiet TV był Mirosław Kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emit

Gościem Aleksandry Ptak-Iglewskiej w Parkiet TV był Mirosław Kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych. Fot. mat. prasowe

Foto: parkiet.com

Rynek crowdfundingu przeżył wzlot dwa lata temu, ale ostatnich kilkanaście miesięcy było trudnych. Czego możemy się obecnie spodziewać na tym rynku?

Zaliczyliśmy dość typowy cykl rynkowo-regulacyjno-nadzorczy, który już niejednokrotnie oglądaliśmy w wypadku nowych pomysłów na omijanie regulacji dotyczących publicznego oferowania papierów wartościowych. Tak było z innymi inwestycjami alternatywnymi. Najpierw pojawia się euforia związana z tym, że przy niskich kosztach można przeprowadzić inwestycję, następnie regulatorzy orientują się, że ktoś „z boku” chce wejść na rynek i zebrać pieniądze od inwestorów, zaczynają to regulować i wtedy ten rynek zamiera. Tak może być teraz właśnie z crowdfundingiem. Co do zasady nie jest to rynek, który powstał po to, by na nim inwestować i zarabiać. Na początku chodziło tu przede wszystkim o to, by połączyć jakiś pomysł i zapał jego twórców z pieniędzmi ludzi prywatnych. Dopiero później zrobił się z tego produkt inwestycyjny, a w konsekwencji doszło do interwencji regulatora i nadzorcy. Co więcej, regulacje pojawiły się na poziomie unijnym, co ma, niestety, dość poważne przełożenie na wymagania. Na rynku polskim dalsze funkcjonowanie crowdfundingu może być utrudnione.

W trakcie rekordowego 2021 r. zbiórka Kombinatu Konopnego zebrała 4,5 mln zł w siedem minut. To był rekord. Jak to jest ze zwrotem z takich inwestycji opartych na emocjach?

Zbiórki na inwestycje, podczas których inwestorzy kierują się bardziej emocjami niż rachunkiem ekonomicznym, jak np. wsparcie dla klubu piłkarskiego czy rozwój małego browaru, nadal będą funkcjonować i cieszyć się powodzeniem, ale nie z tego powodu, że ktoś chce zrealizować zysk, ale dlatego, że chce wesprzeć ciekawą dla siebie inicjatywę. Zatoczyliśmy krąg i wracamy do tego romantycznego okresu crowdfundingu, gdy finansujemy coś, bo jesteśmy przekonani, że jest to fajne, a nie z chęci zarobku.

Tego rodzaju zbiórki biły rekordy, dozwolony milion euro zebrał nie tylko Kombinat Konopny, ale też Wisła Kraków czy producenci piwa. Jednak Janusz Palikot, którego zbiórki znalazły się w tej grupie, właśnie rozpoczyna w swojej grupie postępowanie restrukturyzacyjne. Crowdfunding nie jest więc murowanym sposobem na sukces...

Zebranie pieniędzy to dopiero początek. Gdy ktoś szuka pieniędzy na pewny biznes, to raczej znajdzie finansowanie bankowe czy inne tradycyjne na rynku. Jeśli zamiast tego sięga po zbiórki, to zapewne jest to podmiot na bardzo wczesnym etapie rozwoju, a z tym jest związane określone ryzyko.

Ale czy wszyscy? Marketing zbiórek był bardzo hurraoptymistyczny, w czasach, gdy inflacja była na poziomie 1 proc., zdarzały się projekty zbiórek oferujące 10-proc. stopę zwrotu rocznie. Czy ktoś w ogóle tyle zapłacił swoim udziałowcom?

Nie wiem, wątpię w to, ale trzeba pamiętać, że jesteśmy epatowani podobnymi ofertami z wielu stron, zwłaszcza w internecie. Apartamenty z gwarantowaną stopą zwrotu czy gwarantowanym wynajmem przez dziesięć lat to nie jest, niestety, ewenement. Zakładam, że w każdym przypadku, gdy inwestor słyszy o gwarantowanej stopie zwrotu, która jest wyższa od lokaty bankowej, powinno mu się zapalić czerwone światełko.

Jest pan prezesem Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych. Czy patrzyliście państwo na crowdfunding jak na konkurencję dla giełdy?

To był ciekawy pomysł na udrożnienie finansowania dla podmiotów na wczesnym etapie rozwoju, które z czasem mogłyby się rozwinąć. Mamy przykład, że to może się sprawdzić – kilkadziesiąt spółek z rynku NewConnect przeszło na rynek regulowany GPW, więc to „przedszkole” faktycznie spełniło swoją rolę. Miałem nadzieję, że dzięki crowdfundingowemu też pokażą się takie perełki, ale na razie o nich nie słyszałem.

Pojawiły się głosy, że crowdfunding przestał być nowością i atrakcją, stał się tym, czym powinien być od początku, czyli inwestycją długoterminową, która wymaga namysłu.

To były pewnie dwa trendy, które się wzajemnie uzupełniały. Jeden to właśnie zaspokojenie głodu rynku – ci, którzy mieli potrzebę ulokowania pieniędzy w tak ryzykowny sposób, już to zrobili. A drugi wątek to nowe regulacje zbiórek, które spowodowały, że jest to coraz mniej atrakcyjne z punktu widzenia kosztów, a platformy i spółki szukające finansowania muszą sporo na swój temat ujawnić i ponieść koszty regulacyjne.

Nie pomógł wzrost limitów zbiórek?

Limity wzrosły już dziś w Polsce z 1 mln euro do 2,5 mln euro, a od 10 listopada to będzie 5 mln euro. To są olbrzymie pieniądze, zwłaszcza że gdy spółka stara się o pozyskanie 5 mln euro, to jako całość powinna być warta dużo więcej. Nawet jeśli wartość firmy jest tylko dwa razy większa – 10 mln euro – to już olbrzymia kwota. Na NewConnect tylko 80 spółek ma większą kapitalizację niż te 10 mln euro, a aż 276 spółek jest poniżej tego progu. A na rynku regulowanym aż 80 spółek jest poniżej tej wartości. To pokazuje, że to jest już poziom spółek z NewConnect, a częściowo nawet giełdowych. Myślę, że coraz trudniej będzie małym graczom, bo nie będą w stanie ponieść dodatkowych kosztów, zwłaszcza gdy dopiero powstali i nie mogą położyć na stole reputacji.

Crowdfunding
Crowdfunding śpi. Zbiórek brak, rekordy nie wrócą
Crowdfunding
GPW Private Market z zezwoleniem crowdfundingowym
Crowdfunding
Crowdinvestingowa zbiórka na produkcję okularów
Crowdfunding
Co dalej z crowdfundingiem? Internetowe zbiórki w głębokim dołku
Crowdfunding
Najciekawsze kampanie crowdfundingowe II kwartału
Crowdfunding
Crowdfunding to nie tylko fundusze