Środowa pikieta związkowa przed siedzibą Grupy Azoty Puławy to tylko jeden z elementów głębszego sporu pomiędzy związkami zawodowymi a zarządem tej spółki, a także pomiędzy całymi Puławami a spółką matką z Tarnowa. Grupa Azoty jest skonfliktowana wewnętrznie od lat i dziś nie widać sygnałów, by miało się to zmienić.
– Tam jest więcej polityki i lokalnych ambicji niż myślenia o grupie jako o biznesie, który ma przynosić zyski. Nie sądzę, by kiedykolwiek to się zmieniło – mówi nam jeden z ekspertów rynku, który chce zachować anonimowość.
Utrzymać niezależność
Pikieta, która odbyła się w środę w Puławach, miała na celu obronę związkowców przed utratą pacy. W ostatnim czasie kilku członków organizacji związkowych zostało dyscyplinarnie zwolnionych. Zarząd Puław mówi o rażących zaniedbaniach obowiązków przez tych pracowników, natomiast „Solidarność" – o próbie zastraszenia związkowców. W spółce trwa bowiem referendum strajkowe, które ma na celu m.in. utrzymanie niezależności puławskich zakładów poprzez zakaz wydzielania z nich jakichkolwiek obszarów działalności.
W istocie jednak spór tkwi znacznie głębiej i związany jest z chęcią przywrócenia puławskiej spółce jej miejsca w chemicznej grupie. Dziś Puławy nie mają nawet własnego reprezentanta w zarządzie Azotów, choć to one odpowiadają za największą część rocznych przychodów grupy. Płynące z Tarnowa informacje o korzyściach finansowych, jakie puławskie zakłady czerpią dzięki fuzji z Grupą Azoty (np. w postaci rabatów na zakup gazu), w Puławach wywołują co najmniej złośliwe uśmiechy.