W pierwszym kwartale miała 129,4 mln zł obrotów, ale jedynie 6,7 mln zł zysku. – Marże na rynku znacznie spadły i można zauważyć ich dalszą deprecjację – tłumaczy niską rentowność prezes Elektrobudowy Jacek Faltynowicz.

Zaznacza jednak, że prognozy na ten rok nie są zagrożone. Spółka chce mieć prawie 700 mln zł skonsolidowanych obrotów i 44 mln zł zysku netto. – Wykonaliśmy wszystkie założenia budżetowe na pierwsze półrocze. Jeśli będziemy korygować prognozy, to na pewno w górę – dodaje prezes.

Według Macieja Hebdy, analityka Espirito Santo, to realne plany. – Prognozujemy, że zysk netto grupy wyniesie 49 mln zł, a obroty – 702 mln zł, czyli nieco więcej od tego, co nieco zachowawczo zakłada zarząd. Oznacza to jednak ok. 10-proc. spadek rok do roku, a to nie czyni spółki atrakcyjnym celem dla inwestorów, przynajmniej w krótkim terminie – twierdzi Hebda.

Według prezesa Faltynowicza oficjalnej informacji na temat wykonania budżetu inwestorzy mogą się spodziewać dopiero we wrześniu. Początek roku przyniósł też załamanie eksportu grupy na rynki wschodnie, szczególnie do Rosji i na Ukrainę. Mimo to Elektrobudowa powołała spółkę zależną w drugim z tych krajów.

– To inwestycja strategiczna – tłumaczy prezes Faltynowicz. – Ukraina to duży rynek, chcemy więc być tam obecni, kiedy tamtejsza gospodarka odbije od dna – dodaje. Maciej Hebda pochwala tę decyzję. – To dobry ruch. Problem w tym, że nie wiadomo, kiedy do odbicia, na które liczy zarząd, dojdzie. Spółka ta raczej nie będzie miała wpływu na wynik Elektrobudowy w najbliższych latach – mówi analityk.