Dramat w branży, który w tym roku objawił się falą bankructw (od stycznia do sierpnia 29 proc. wszystkich upadłości dotyczyło właśnie sektora budowlanego – podał wczoraj Euler Hermes), ma jednak znacznie dłuższą historię. Sektorowy indeks jest aż 87 proc. poniżej szczytu hossy z wiosny 2007 r. Ironia losu polega na tym, że ówczesna hossa sięgnęła zenitu w atmosferze nadziei związanych z organizacją mistrzostw Euro 2012.

Tak dramatyczna przecena nie ominęła największych przedsiębiorstw budowlanych, uznawanych niegdyś za stabilne firmy blue chips. Kapitalizacja giełdowa PBG skurczyła się z blisko 5 mld zł w czasach boomu do ok. 70 mln zł obecnie, a Polimeksu z przeszło 4 mld zł, do niespełna 400 mln zł.

Pytanie, na ile długofalowy trend spadkowy ma szanse się odwrócić. Niektóre spółki, jak Polimex, są w odróżnieniu od sytuacji sprzed kilku lat wyceniane na giełdzie głęboko poniżej wartości księgowej. Z drugiej strony, spektakularne bankructwo Hydrobudowy poddało w wątpliwość, na ile wiarygodna jest bilansowa wartość majątku (zwłaszcza należności). Wrześniowe odbicie indeksu o ok. 15 proc. budzi nadzieje, ale na razie trudno o argumenty za tym, że jest to definitywny koniec niekorzystnego trendu.