Reguła Belki, plan Hausnera czy kotwica budżetowa Mecha to pojęcia, o których każdy średnio zorientowany w kwestiach gospodarczych słyszał zapewne nieraz. Najnowszym pomysłem jest reguła wydatkowa Tuska. Wspólnym mianownikiem wszystkich propozycji jest próba odpowiedzi na pytanie, co zrobić z rosnącą nierównowagą finansów publicznych.
Słuszne postulaty i zamierzenia, jak uczy doświadczenie, przegrywały niestety z tak zwaną prozą życia. Zadłużenie sektora finansów publicznych systematycznie wzrasta, i to niezależnie od koniunktury gospodarczej. W tej sytuacji raz po raz pojawiają się nawoływania do głębokiej reformy finansów publicznych - nawoływania tak samo skuteczne jak wspomniane zasady dotyczące wprowadzenia mechanizmów ograniczających wzrost wydatków budżetowych.
Problem leży zdaje się gdzie indziej. Wiedzą o tym zarówno ekonomiści, jak i politycy odpowiadający za gospodarkę. Tyle tylko, że wnioski wypływające z tej wiedzy są niepopularne, a przez to trudne do wdrożenia w praktyce gospodarczej i prawie niemożliwe w praktyce politycznej.
[srodtytul]Problemem są wydatki sztywne[/srodtytul]
Otóż analiza struktury wydatków budżetowych jednoznacznie wskazuje, że wydatki sztywne stanowią ponad 2/3 całości. Są prawnie zdeterminowane, tzn. muszą zostać sfinansowane, gdyż wynikają z przepisów ustawowych lub wcześniej podjętych zobowiązań ujętych w ramy prawne. Co gorsza, ich udział w wydatkach ogółem stopniowo wzrasta. Jeszcze w 1999 roku stanowiły 58,2 procent ogółu, podczas gdy w 2009 roku już prawdopodobnie około 70 procent. Prawdopodobnie, gdyż od 2007 roku w planie wydatków budżetu państwa wyodrębniono oddzielną zagregowaną pozycję "finansowanie projektów z udziałem środków Unii Europejskiej". Taki układ jest mało przejrzysty, bo nie można z niego odczytać faktycznej ich struktury.