Osłabienie fundamentów hamuje hossę na warszawskiej giełdzie

WIG20 nie zdołał siłą rozpędu dotrzeć do kwietniowych szczytów hossy, a powrót w kierunku wsparcia w okolicach 2800 pkt nie jest nierealnym scenariuszem. Kursom akcji ewidentnie brakuje paliwa do zwyżki. Ostatnie odczyty wskaźników aktywności w przemyśle tłumaczą dlaczego. Do tego dochodzą obawy o amerykański rynek pracy

Aktualizacja: 25.02.2017 17:14 Publikacja: 04.06.2011 06:30

Osłabienie fundamentów hamuje hossę na warszawskiej giełdzie

Foto: Archiwum

Chociaż ostatnie spadki na światowych giełdach tłumaczy się przede wszystkim obawami o finanse Grecji, to nie można pozwolić, by problemy tego małego kraju przyćmiły rzeczywiste powody chwiejnej giełdowej koniunktury. Już dawno nie mieliśmy tak fatalnych wieści z globalnej gospodarki, jak w mijającym tygodniu. W środę poznaliśmy odczyty wskaźników aktywności w przemyśle, a w piątek rynki ugięły się pod ciężarem danych z amerykańskiego rynku pracy.

Zacznijmy od naszego podwórka. Najnowszy odczyt PMI dla polskiego przemysłu okazał się gorzką pigułką dla optymistów. Chodzi nie tylko o to, że wskaźnik znalazł się na poziomie najniższym od lipca 2010 r. Kluczowe znaczenie ma tu fakt, że trwający już od początku roku systematyczny spadek koniunktury w przemyśle odbywa się z bardzo wysokich poziomów. Jeszcze w grudniu ub.r. PMI sięgał rekordów z maja 2004 r. (związanych z boomem przed akcesją Polski do UE).

[srodtytul]Spadkowa faza cyklu?[/srodtytul]

Szybkie oddalanie się od  szczytów pozwala umiejscowić obecną sytuację na mapie długoterminowego cyklu gospodarczego. Pojawia się poważne podejrzenie, że przemysł przechodzi z fazy wzrostowej w fazę spadkową. Oczywiście nie chodzi tu o to, że przemysł znalazł się w recesji, bo to byłoby zupełnie nietrafione stwierdzenie (o tym będzie można mówić, gdy PMI spadnie poniżej granicznego poziomu 50 pkt, na razie ma 52,6 pkt). Co nie oznacza, że niepokojące tendencje można ignorować, bo sam fakt, że pojawiła się tendencja spadkowa, świadczy o tym, że w analizach punkt ciężkości przesuwa się z oczekiwania na nowe szczyty koniunktury na oczekiwania na nowe dołki.

Jeśli nałożymy tegoroczny proces oddalania się PMI od cyklicznego maksimum na poprzednie dwa przypadki, kiedy spełnione zostały podobne do obecnych warunki (wskaźnik z poziomów powyżej 55 pkt osunął się poniżej 53 pkt), to widać jednoznacznie na wykresie, na tym prawdopodobnie jeszcze nie koniec. Będziemy mieli do czynienia albo z nieprzerwanym spadkiem (jak w 2004 r.), albo ze spadkiem „odroczonym” (w latach 2007–2008, kiedy PMI najpierw wahał się na wysokich poziomach, po czym w końcu runął).

[srodtytul]Zwrot w tendencji w USA[/srodtytul]

Jeszcze do niedawna załamanie polskiego PMI można było bagatelizować, patrząc na sytuację np. w gospodarce amerykańskiej, która wyznacza globalne trendy. Tam jeszcze w pierwszych miesiącach roku wiele wskazywało na pomyślny rozwój wydarzeń. Środowy odczyt ISM dla przemysłu (odpowiednik polskiego PMI) pokazuje, jak bardzo te rachuby były nietrafne.

O ile jeszcze na początku roku ISM zaatakował i naruszył szczyt z wiosny 2010 r. i ponownie znalazł się powyżej wygórowanego poziomu 60 pkt, to najnowsze dane pokazały dramatyczne załamanie. ISM nie tyle cofnął się poniżej 60 pkt, lecz wręcz runął w dół. Spadek okazał się na tyle silny, że wskaźnik przebił dołki z lata ub.r. Zwolennicy analizy technicznej mogą się tu dopatrzyć czegoś przypominającego złowieszczą formację podwójnego szczytu, sugerującą pogłębienie zniżki.

[srodtytul]Rynek pracy pogarsza sprawę [/srodtytul]

Jakby tego było mało, w piątek na rynki spadły gromy z amerykańskiego rynku pracy. Prognoza wzrostu zatrudnienia w maju o około 150 tys. etatów została wykonana jedynie w jednej trzeciej. Z jednej strony można argumentować, że taki rozwój wydarzeń może nie jest aż tak niekorzystny dla rynków, bo zwiększa szanse na przedłużenie kroplówki w postaci luzowania ilościowego (QE) przez Fed, dla którego „pełne zatrudnienie” jest jednym z ustawowych priorytetów. Nie można jednak zapominać, że jednym ze skutków rozlewania się pieniędzy z QE na globalnych rynkach jest wzrost presji inflacyjnej, a stąd już prosta droga do zaostrzania polityki pieniężnej.

Optymiści mogą jednak tłumaczyć ostatnie fatalne dane makro wpływem trzęsienia ziemi w Japonii, które ze względu na przerwy w dostawach uderzyło także w amerykański przemysł. Problem w tym, że przy takim tłumaczeniu może łatwo umknąć uwadze możliwość, że katastrofa w Japonii jedynie przyspieszyła niekorzystne zjawiska.

W każdym razie coraz gorsze odczyty makro sprawiły, że monitorowany przez nas indeks Citigroup Economic Surprise (obrazuje różnicę między faktycznymi danymi makro w USA a średnimi prognozami ekonomistów) z impetem przebił dołek z sierpnia 2010 r. Co ciekawe, wskaźnik ten jest już tak nisko jak na początku listopada 2008 r., a więc w najbardziej dramatycznej fazie kryzysu finansowego. Czy oznacza to, że pole do jeszcze większych rozczarowań jest już ograniczone, czy może raczej, że oczekiwania ekonomistów i rynku były zdecydowanie zbyt optymistyczne?

[srodtytul]Dyskontowanie trwa od dawna[/srodtytul]

Pewnym pocieszeniem w obliczu odwracania się trendów w przemyśle może być fakt, że polska giełda to niepokojące zjawisko dyskontuje już od dłuższego czasu. Podczas gdy w przeszłości generalnie punkty zwrotne na wykresie PMI pokrywały się ze szczytami na wykresie rocznej dynamiki WIG, to teraz widać wyjątkowe wyprzedzenie.

Punkt zwrotny jeśli chodzi o tempo zwyżki indeksów zanotowaliśmy już w marcu 2010 r., a więc aż dziewięć miesięcy przed punktem kulminacyjnym wzrostu PMI. Niekoniecznie oznaczać to musi jednak, że niepokojące zjawiska są już w pełni zdyskontowane – co będzie, jeśli spowolnienie w przemyśle jeszcze bardziej się pogłębi?

[ramka][srodtytul]WIG20 w kleszczach między wsparciem i oporem na wysokości szczytu hossy[/srodtytul]

Sytuacja na wykresie WIG20 nieprzerwanie wpisuje się w logiczny ciąg zdarzeń zapoczątkowany przez wybicie na początku maja z formacji podwójnego szczytu. Wydarzenia rozgrywają się nadal w tym samym przedziale wahań, na który złożyła się najpierw formacja podwójnego szczytu (2872–2932 pkt), a potem ruch w dół będący realizacją potencjału spadkowego wynikającego z tej formacji (2800–2872 pkt). WIG20 po odbiciu od wsparcia w okolicy 2800 pkt zdołał dynamicznie podnieść się do  2900 pkt, ale tu pojawiły się wyraźne problemy z kontynuacją zwyżki. Kłopotem dla indeksu jest tu nawet nie tyle sam poziom 2900 pkt (bo oprócz „okrągłego” charakteru tej liczby, nie ma ona większego znaczenia technicz- nego), co raczej dwie inne kwestie.

Pierwsza to bliskość kwietniowego podwójnego szczytu (2932 pkt), który stanowi obecnie kluczowy poziom oporu. Druga – to wkroczenie oscylatora stochastycznego do strefy wykupienia. W poprzednich miesiącach ten popularny wskaźnik trafnie sygnalizował momenty przesilenia na GPW. W tej sytuacji scenariuszem bazowym jest utrzymanie się WIG20 we wspomnianym przedziale wahań (2800–2932 pkt), z możliwością ewentualnego ponownego testowania wsparcia w okolicy 2800 pkt. Dopiero wyjście poza ten przedział oznaczałoby, że trzeba porzucić schemat, według jakiego analizujemy wydarzenia od początku maja.

Wszystkie te rozważania nie mają jednocześnie póki co znaczenia dla inwestorów długoterminowych. W takim horyzoncie czasowym nie ma wątpliwości, że obowiązuje ciągle trend wzrostowy. Podstawowym argumentem jest fakt, że WIG20 jest zdecydowanie bliżej szczytów hossy, niż wsparcia, którego przebicie sprowadziłoby go do poziomu najniższego od wielu miesięcy. Obecnie takim wsparciem jest lutowy dołek (2642 pkt). Jego przebicie to póki co scenariusz zupełnie abstrakcyjny. Scenariuszem bazowym jest natomiast kontynuacja długoterminowego trendu zwyżkowego, nawet jeśli ma być to kontynuacja w tak ślimaczym tempie, jak w poprzednich kilku miesiącach. [/ramka]

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?