Ostatni tydzień przyniósł inwestorom nowe pytania. Do środy wszystko jeszcze grało – szeroki rynek akcji kontynuował silny trend wzrostowy. W momencie jednak, kiedy grupujący głównie małe firmy indeks sWIG80 dotarł do granicy 10 tys. pkt (poprzednio atakował ją jeszcze w lipcu 2009 r., a wcześniej we wrześniu i maju 2006 r.), pokusa realizacji zysków zwyciężyła. To pierwsza tak wyraźna korekta od czasu rozpoczęcia zwyżki na szerokim rynku z końca grudnia 2011 r. W związku z tym nasuwa się szereg pytań. Czy to już koniec trendu wzrostowego? A może korektę należy wykorzystać do zakupów? Jeśli to tylko korekta, to jak głęboka może być?
Tradycyjnie podpowiedzi poszukajmy na podstawie historycznych prawidłowości. Przeszłość już nieraz okazała się cenną wskazówką co do losów rynku akcji. Aby umieścić obecną sytuację w odpowiednim historycznym kontekście, musimy zwrócić uwagę na to, że zanim doszło do korekty spadkowej, szeroki rynek zdążył wysłać dwa wyraźne sygnały. Pierwszy z nich to fakt, że skala odbicia sWIG80 od dołka bessy powiększyła się do ponad 20 proc. Drugi sygnał to wzrost indeksu do poziomu najwyższego od ponad pół roku.
Wskazówki płyną z przeszłości
Aby poszukać podpowiedzi z przeszłości na temat dalszych losów szerokiego rynku, sprawdźmy, co dotąd działo się po pojawieniu się takich sygnałów. Zacznijmy od pierwszego z nich, czyli zwyżki o co najmniej 20 proc. od dołka bessy. Przyjmijmy na potrzeby tych rozważań, że przez ową bessę rozumiemy spadek indeksu o przynajmniej 20 proc., rozłożony w czasie przynajmniej na pół roku (zdarzały się spadki o ponad 20 proc., ale trwające np. tylko parę tygodni – jak w połowie 2006 r.). Kryterium odbicia o 20 proc. od dołków tak rozumianej bessy spełnione było w przeszłości w kwietniu 2009 r., listopadzie 2005 r., maju 2003 r. oraz listopadzie 1998 r. (na potrzeby analizy przyjąłem, że sWIG80 jest kontynuatorem indeksu WIRR obliczanego do marca 2007 r.).
Już na pierwszy rzut oka widać zatem, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym, z czymś, co zdarza się jedynie raz na kilka lat. Pytanie teraz, jaki był w tych rzadkich przypadkach dalszy bieg wydarzeń? Sprawdziłem, jakie były stopy zwrotu z akcji małych firm zarówno w stosunkowo krótkim okresie (3 miesiące), średnim (6 miesięcy), jak i długim (12 miesięcy). Wyniki tych obliczeń prezentują się bardzo optymistycznie. Odbicie indeksu małych spółek o 20 proc. od dołka bessy nie przeszkodziło mu w powędrowaniu w górę średnio o 30 proc. w ciągu następnych trzech miesięcy. Wydłużenie badanego okresu do pół roku podwaja średnią stopę zwrotu do 62 proc. Z kolei w ciągu roku od spełnienia omawianego kryterium indeks rósł przeciętnie o 107 proc. Trzeba jednak zastrzec, że obok tak spektakularnych przykładów jak lata 2005 czy 2009, zdarzył się też dość rozczarowujący przypadek lat 1998–1999. Wówczas indeks ociągał się ze zwyżką (wyniosła ona 7 proc. w ciągu trzech miesięcy, 24 proc. w ciągu pół roku i 12 proc. po roku). W każdym razie inwestorzy i tak mieli zyski, a nie straty, na prawdziwy zarobek zaś nie musieli czekać długo – właściwa hossa ruszyła w końcu 1999 r.
Silny trend, czyli bez większych korekt
W wielu przypadkach zwyżka odbywała się w pierwszych miesiącach jak po sznurku, bez większych korekt. Najlepszym przykładem jest rok 2009, kiedy w ciągu pierwszych trzech miesięcy od 20-proc. odbicia sWIG80 urósł o 28 proc., po drodze zaliczając maksymalnie 4-procentową korektę. Podobnie wyglądał bieg wydarzeń w latach 2003 i 2005 (nieco bardziej chwiejna była koniunktura w końcówce 1998 r.). Wówczas zdecydowanie górą byli inwestorzy wyznający zasadę, że „trend jest twoim przyjacielem". Srogo zawiedli się za to ci gracze, którzy uwierzyli w powtarzane regularnie zalecenia, by „z zakupami czekać na większą korektę".