Ten kryzys będzie łagodniejszy dla Polski i reszty regionu

Z Roderickiem Ngotho, strategiem walutowym z Royal Bank of Scotland, rozmawia Hubert Kozieł

Aktualizacja: 17.02.2017 04:20 Publikacja: 19.02.2012 23:20

Ten kryzys będzie łagodniejszy dla Polski i reszty regionu

Foto: Archiwum

Jak europejski kryzys zadłużeniowy wpłynie w tym roku na gospodarki i rynki państw Europy Środkowo-Wschodniej?

 

Stanie się to głównie poprzez kanał bankowy. Gdy rynek mówi o delewarowaniu, należy to rozumieć jako to, że banki zmniejszą swoje bilanse i ograniczą zaangażowanie kredytowe – poprzez swoje regionalne filie – m.in. w państwach Europy Środkowo-Wschodniej. To oczywiście bezpośrednio uderzy w gospodarki tych krajów. Drugim kanałem, poprzez który kryzys dotknie waszego regionu, jest handel. Jeżeli dojdzie do znacznego pogorszenia perspektyw gospodarczych dla strefy euro, to zostaną przez to poszkodowane bardziej otwarte gospodarki Europy Środkowo-Wschodniej, takie jak czeska czy węgierska.

Pamiętajmy jednak, że po kryzysie z lat 2008–2009 wzrost akcji kredytowej w tym regionie był dość umiarkowany. Ponadto kraje takie jak Polska wciąż mają wysokie tempo wzrostu gospodarczego, co obniża ich wrażliwość na wstrząsy. Kryzys, uderzając w nie poprzez kanał kredytowy i handlowy, nie wywoła szoku i będzie tylko hamulcem dla wzrostu.

Czyli nie powinniśmy się spodziewać, że sytuacja będzie tak zła jak na początku 2009 r.?

Tak, tym razem kryzys będzie łagodniejszy. Przed pierwszą falą kryzysu w wielu państwach regionu mieliśmy do czynienia ze znacznym wzrostem akcji kredytowej. Po wybuchu kryzysu pieniądz stał się trudniej dostępny, co wywołało szok w gospodarkach. Mocno odczuły to spółki i gospodarstwa domowe. Od tamtej pory te ostatnie stały się dużo ostrożniejsze, jeśli chodzi o kredyty. Powtórka z 2009 r. raczej więc nam nie grozi.

Czy w drugiej połowie roku czeka więc nas odbicie na rynkach i gospodarkach Europy Środkowo-Wschodniej? Czy na poprawę sytuacji wpłynie to, że w lipcu banki mają już spełniać wymogi regulatorów dotyczące ich kondycji finansowej?

Banki znajdą się wtedy w nowym środowisku, ale delewarowanie tak szybko się nie skończy. Duże znaczenie mogą odegrać operacje Europejskiego Banku Centralnego, takie jak LTRO (preferencyjne pożyczki trzyletnie udzielane bankom – red.). Już teraz widzimy, jak poprawia się sytuacja na rynku międzybankowym, jak spadła różnica pomiędzy stopą Libor i rentownością niemieckich trzymiesięcznych bonów skarbowych. Tak długo, jak długo na rynku pojawiają się pieniądze, inwestorzy czują się pewnie. A ma to duży wpływ na gospodarkę. Działaniami inwestorów kieruje bowiem sytuacja na rynku. Możemy mieć do czynienia na rynku albo z negatywnym, albo z pozytywnym sprzężeniem zwrotnym. Teraz mamy to drugie. Inwestorzy są nieco bardziej zadowoleni z sytuacji na rynku i inwestują nieco więcej pieniędzy w gospodarce, co sprawia, że powstaje nieco więcej miejsc pracy, ludzie więcej wydają itd. W drugiej połowie zeszłego roku sytuacja była odwrotna. Rynek był nerwowy, nastroje złe, a gdy pojawiały się nieco słabsze dane gospodarcze, nastroje jeszcze mocniej się pogarszały.

Aby taką sytuację przełamać, potrzebny jest silny czynnik zewnętrzny. I takim czynnikiem okazało się LTRO zaoferowane przez EBC. W lutym będziemy mieć drugą odsłonę tego programu. Zobaczymy, jaki obecnie jest popyt na te pożyczki. Jeśli na rynek popłynie dużo pieniędzy, prawdopodobnie wszyscy przyjmą to z zadowoleniem i będziemy mogli się spodziewać m.in. aprecjacji walut państw Europy Środkowo-Wschodniej i poprawy wskaźników nastrojów. Można też oczekiwać poprawy aktywności konsumentów.

Wciąż jednak istnieje ryzyko, że negatywną niespodziankę przyniesie inwestorom sytuacja w strefie euro. Jaka może być reakcja inwestorów na ewentualne bankructwo Grecji?

To trudne pytanie. Jedni uważają, że bankructwo Grecji byłoby zamknięciem pewnego rozdziału – z rynków zniknąłby jeden z dużych czynników ryzyka. W takim wypadku mielibyśmy więc zwyżki na rynkach. Inni twierdzą jednak, że bankructwo Grecji zostałoby odebrane jako niebezpieczny precedens, a na rynkach doszłoby z tego powodu do poważnych zniżek. To coś, z czym dotychczas nie mieliśmy do czynienia. Moim zdaniem to po prostu eliminuje jedną kartę z talii, czyli jedno ze źródeł niepokoju na rynkach. Oczywiście nie można wykluczać tego, że rynki ewentualne bankructwo przyjmą źle. Nie poznamy reakcji, dopóki się to nie wydarzy.

Jak silny będzie tegoroczny polski wzrost gospodarczy?

Wzrost w okolicach 3 proc. jest dość prawdopodobny. Widziałem opinie wielu ekspertów, w tym związanych z polskim rządem, mówiące, że będzie on większy niż 2,5 proc. założone w budżecie. Oczywiście będziemy mieli do czynienia z poważnym spowolnieniem w stosunku do ponad 4?proc. w zeszłym roku. Moje przewidywania nie są więc w żadnej mierze zbyt „bycze". Jednakże wzrost bliski  3?proc. to wciąż solidny wynik.

To daje pole do aprecjacji złotego...

Tak, rzeczywiście jest pole do aprecjacji polskiej waluty, ale bezpośrednio z tempem wzrostu gospodarczego ma to niewielki związek. Aprecjacja złotego to skutek m.in. stóp procentowych wynoszących 4,5 proc. Umocnienie złotego oraz wielu innych walut w największym stopniu jest jednak zależne w tej chwili od czynnika zewnętrznego, czyli od tego, jak będzie się zmieniać sytuacja w strefie euro. Fundamenty grają rolę, ale dopiero wtedy, gdy zwracają one na siebie uwagę w ten sposób, że nie da się ich ignorować. O ile więc deficyt na rachunku obrotów Turcji, wynoszący  10?proc. PKB, liczy się w kalkulacjach inwestorów, to polski deficyt na rachunku obrotów bieżących liczy się już dużo mniej. Dane makroekonomiczne, które po prostu „wyglądają dobrze", już nie odgrywają takiej roli jak kiedyś. Najważniejsze są teraz ogólne nastroje na rynkach.

Które waluty państw naszego regionu mogą się okazać w tym roku najbardziej atrakcyjne?

Atrakcyjnie wygląda rosyjski rubel. Od jesieni gospodarka Rosji stopniowo przyspiesza, a ceny ropy trzymają się na wysokim poziomie. Zmienność kursu tej waluty w stosunku do deficytu na rosyjskim rachunku obrotów bieżących prezentuje się też bardzo atrakcyjnie. Co ciekawe, pod tym względem atrakcyjny jest również węgierski forint. Głównie dlatego, że Węgry mają nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących. Ale w przypadku Węgier mamy sporo czynników ryzyka, w tym przede wszystkim dotyczących negocjacji rządu w sprawie pomocy finansowej z Międzynarodowym Funduszem Walutowym.

Co pana zdaniem czeka Węgry? Czy rządowi Orbana w końcu uda się porozumieć z MFW?

Rynek spodziewa się, że dojdzie do takiego porozumienia. To dlatego forint solidnie się umocnił, odkąd na początku roku jego kurs osiągnął nowe dołki. Co prawda, w tym czasie nastroje na światowych rynkach się poprawiły, ale węgierskiej walucie pomogło również oczekiwanie przez inwestorów na ugodę z Funduszem. Myślę, że do porozumienia dojdzie w pierwszej połowie roku. Jeśli tak się nie stanie, to będziemy mieli sytuację podobną jak w przypadku Turcji. Na jesieni 2008 r. negocjowała ona pomoc z MFW. Rozmowy się jednak opóźniały. Cały czas przekonywano inwestorów, że porozumienie zostanie osiągnięte w „następnym miesiącu". Rok się jednak skończył, a umowy nie było. Rynek zareagował więc na to negatywnie. I jeśli negocjacje między Węgrami i MFW będą się przeciągać, można się spodziewać, że forint mocno się osłabi. Nasz główny scenariusz przewiduje jednak umowę o linii kredytowej w pierwszej połowie roku i aprecjację forinta w drugiej połowie.

Co jest największym czynnikiem ryzyka dla rynków Europy Środkowo-Wschodniej?

Największym zagrożeniem jest wpadnięcie strefy euro w głęboką recesję. Uderzyłoby to w kraje o gospodarkach silnie opartych na eksporcie, czyli m.in. w Czechy i Węgry, ale również Polska byłaby wtedy poszkodowana. Głęboka recesja doprowadziłaby również do głębszego delewarowania przez banki w tym regionie. Najważniejszą sprawą jest teraz odzyskiwanie zaufania do rynków przez inwestorów. Obecnie przyczyniają się do tego działania EBC, a także publikacje stosunkowo dobrych danych gospodarczych. O ile w drugiej połowie zeszłego roku rynki były zdominowane przez niedźwiedzie, to teraz muszą stopniowo wracać na nie byki. Dopiero gdy będzie ich więcej, możemy się spodziewać poważnej aprecjacji walut i akcji.

Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?
Analizy rynkowe
Czy należy robić odwrotnie niż radzi Jim Cramer?