Giełdowa koniunktura ciągle płata figle inwestorom. Kiedy już wydawało się, że WIG po odrobieniu strat z korekty spadkowej przymierza się do następnej fali hossy, kupujący nagle całkowicie zrezygnowali z walki o nowe szczyty. To duże rozczarowanie, biorąc pod uwagę, że na fali poprawy nastrojów w połowie marca WIG zdołał naruszyć kluczowy poziom oporu, jaki tworzył nie tylko szczyt z lutego, ale przede wszystkim górka z końca sierpnia ubiegłego roku. Wydawać się więc mogło, że indeks wybija się w górę z ponadpółrocznego trendu bocznego, a tymczasem sygnał okazał się najwyraźniej fałszywy. Indeks osunął się na dodatek poniżej dopiero co zdobytej 200-sesyjnej średniej kroczącej. Krótko mówiąc, zamiast wyczekiwanego od dawna przełomu mamy utrzymanie się patowej sytuacji, która ma prawo irytować z uwagi na hossę na rynkach zachodnich. Jeśli dodamy do tego groźbę ukształtowania się złowieszczej formacji podwójnego szczytu na wykresach indeksów małych spółek (obszernie pisaliśmy na ten temat w sobotnim wydaniu „Parkietu"), które były dotąd motorem wzrostu, to humor może się popsuć.
Jeśli chodzi o poszczególne branże, to największym rozczarowaniem ostatnich tygodni jest z pewnością sektor budowlany. Najwyraźniej publikacja raportów finansowych przypomniała inwestorom, że kondycja wielu spółek z tej branży?jest daleka od ideału. Runęły?kursy nawet tych firm, któ?re?miały całkiem niezłe wyniki. W efekcie indeks WIG-Budownictwo, który jeszcze na początku lutego pokonał poziom oporu (lokalny szczyt z końca października), teraz dla odmiany niebezpiecznie się zbliżył do grudniowego dołka bessy.