Irytujące może być obserwowanie, jak nasz rodzimy WIG marnuje od półtora miesiąca szanse wynikające z niezłej koniunktury na rynkach zachodnich, w tym przede wszystkim w USA, gdzie indeks S&P 500 jak gdyby nigdy nic pokonał ubiegłoroczne szczyty. Czas działa w tej sytuacji oczywiście na niekorzyść naszego parkietu, bo o ile WIG niechętnie korzysta na amerykańskiej hossie, to zapewne równie stoickiej postawy nie zdołałby utrzymać w razie ewentualnej gwałtownej realizacji zysków na Wall Street.
O ile słaba postawa dużych spółek jest normą już od dłuższego czasu (WIG20 tkwi w ponadpółrocznym trójkącie, za co w dużym stopniu winić można pewnie perspektywę podaży akcji ze strony Skarbu Państwa), to irytować może szczególnie zastój na rynku mniejszych firm. Ponieważ indeksy sWIG80 i WIG-Plus nie zdołały w mijającym tygodniu pokonać lutowo-marcowych maksimów, to wciąż realna pozostaje groźba ukształtowania się złowieszczej formacji podwójnego szczytu, o której pisałem przed tygodniem.
Huśtawka wokół średniej
Oznaką braku zdecydowania wśród inwestorów jest zachowanie WIG względem średniej kroczącej z 200 sesji, która jest popularnym miernikiem długoterminowej koniunktury. Najpierw w połowie marca indeks wzrósł powyżej średniej, a zaraz potem na dodatek naruszył lutowy szczyt. Niestety wtedy paliwo do zwyżki się wyczerpało, a ostatnie dwa tygodnie stały pod znakiem huśtawki WIG wokół średniej.
Jak to interpretować? Po pomoc jak zwykle warto zwrócić się do historii. Tym razem porównania ograniczmy do dwóch bardzo wyrazistych przykładów z przeszłości. Pierwszy z nich to przełom lat 2008/2009, drugi to przełom lat 1998/1999. Dlaczego akurat te dwa okresy? Ponieważ właśnie one są powiązane z obecną sytuacją wyraźnym ciągiem przyczynowo-skutkowym. Wszystko zaczęło się od gwałtownej wyprzedaży akcji w pierwszej połowie sierpnia ub.r. Wówczas przez dwa tygodnie WIG runął o 20 proc. Wcześniej tak dynamiczne tempo przeceny zanotowano tylko dwa razy – właśnie w październiku 2008 r. i wrześniu 1998 r. Z tego właśnie powodu porównania z tamtymi punktami na osi czasu mają sens.
Pierwszy wniosek z tej obserwacji jest taki, że podobnie jak teraz WIG po przebiciu 200-dniowej średniej tracił na pewien czas ochotę na kontynuację trendu wzrostowego. W 2009 roku od linii tej nie mógł się oderwać przez cały miesiąc (maj). Znacznie gwałtowniejszy charakter miały wydarzenia na początku 1999 roku. Wtedy tuż po pokonaniu średniej na początku stycznia WIG jakby na złość analitykom technicznym osunął się w błyskawicznym tempie o 14 proc., po czym przestraszonym inwestorom na nowo spłatał figla, równie błyskawicznie powracając powyżej średniej. Wtedy taka „zabawa" trwała aż przez prawie trzy miesiące – indeks na dobre oderwał się w górę od omawianej linii dopiero w kwietniu.