Idzie październik. Czy jest się czego bać?

Nadchodzący miesiąc kojarzy się z wielkimi krachami na giełdach. Sprawdzamy, na ile obecna sytuacja pasuje do okoliczności poprzedzających załamania notowań akcji w przeszłości

Aktualizacja: 12.02.2017 16:33 Publikacja: 29.09.2012 16:51

Idzie październik. Czy jest się czego bać?

Foto: GG Parkiet

Październik to miesiąc mający bardzo złą sławę na rynkach akcji. To właśnie w tym miesiącu miały miejsce trzy wielkie krachy w historii Wall Street: ostatnio w 2008 r. (kulminacyjny etap kryzysu finansowego), a wcześniej w 1987 r. (zapewne najdziwniejszy krach w historii – błyskawiczny i bez kontynuacji, stanowiący swoistą wyrwę na wykresach) i w 1929 r. (załamanie zwiastujące nadejście Wielkiego Kryzysu lat 30. XX wieku). Stosunkowo krótka historia warszawskiej giełdy sprawia, że polscy inwestorzy mieli okazję „załapać się" jedynie na ostatni z tych krachów, cztery lata temu, kiedy to WIG runął o jedną trzecią.

Niejednoznaczne wnioski

Jeśli przejrzymy te stosunkowo nieliczne dane historyczne dotyczące GPW, to okazuje się, że od 1995 r. (czyli pomijając pierwsze, dość chaotyczne lata giełdy) stopa zwrotu z WIG wyniosła w październiku średnio -0,3 proc. Jeśli  uwzględnimy jedynie te lata, w których wrzesień był udany dla rynku akcji (tak właśnie jest tym razem), to okazuje się, że średni spadek wyniósł jeszcze więcej: 1,4 proc.

W prawie sześciu przypadkach na dziesięć październik przynosił zwyżkę amerykańskiego indeksu Dow Jones. Krachy były spektakularne, ale bardzo rzadkie

Czy te kiepskie statystyki oznaczają, że lepiej z góry spisać październik na straty i przeczekać ten miesiąc w oczekiwaniu na rajd św. Mikołaja w listopadzie i grudniu? Wydaje się, że wniosek taki byłby zbyt daleko idący, przynajmniej na podstawie tych samych historycznych danych. 17 lat historii GPW wzięte pod uwagę przy powyższych obliczeniach to zdecydowanie zbyt mało, by można było mówić o tzw. statystycznie istotnych wynikach.

Powróćmy więc jeszcze na Wall Street, gdzie dostępnych danych jest bez porównania więcej. Licząc jeszcze od 1896 roku, średnia październikowa stopa zwrotu z indeksu Dow Jones wyniosła +0,3 proc., a więc wcale nie była ujemna. Gdyby  pominąć trzy wspomniane wielkie krachy, to okazuje się, że średnia stopa zwrotu rośnie do +0,8 proc. Dane obejmujące 116 lat sugerują, że październik wcale nie był wyjątkowo słabym miesiącem, a raczej typowym „przeciętniakiem" (owe 0,8 proc. po uwzględnieniu efektu kapitalizacji rośnie po 116 latach do 152 proc.). Dodatnią stopę zwrotu przyniosło 58 proc. październików, a więc większość. Spektakularne krachy były na tym tle pojedynczymi epizodami, a nie normą. Sugeruje to, by – pamiętając o tych krachach – każdy październik traktować jednak zupełnie indywidualnie.

Dwa warianty

Co tym razem przemawia za jesiennym osłabieniem, a co za podtrzymaniem dobrych nastrojów lub chociaż utrzymaniem obecnego stanu posiadania akcjonariuszy? Analiza trzech wielkich krachów na Wall Street sugeruje, że miały one miejsce albo jako odreagowanie wcześniejszej dynamicznej hossy, noszącej znamiona bańki spekulacyjnej (lata 1929 i 1987), albo też była to kulminacyjna faza wcześniejszej bessy związana z nakręceniem się spirali negatywnych zjawisk (rok 2008).

Nie ma wątpliwości, że w odniesieniu do głównych amerykańskich indeksów nie może być mowy o powtórce z 2008 roku, bo są one w trendzie zwyżkowym, a nie spadkowym. Sytuacja jest nieporównywalna z krachem sprzed czterech lat również na warszawskim parkiecie. WIG niedawno wybił się przecież w górę z rocznego trendu bocznego. Ten fakt nie pozwala zakwalifikować sytuacji na GPW także do pierwszej kategorii, czyli baniek spekulacyjnych prowadzących do krachu. Chyba nikomu nie przyszłoby określać obecnej sytuacji jako bańki. Wyceny polskich akcji są historycznie bardzo niskie, a WIG jest wciąż sporo poniżej ubiegłorocznego szczytu.

Pytanie jednak, czy o bańce nie można przypadkiem mówić na Wall Street, gdzie Dow Jones wielkimi krokami zbliża się już do szczytu z 2007 r.? Analiza trzech wielkich krachów pozwala znaleźć przynajmniej jedną ich cechę wspólną. Jak się okazuje, zanim doszło do załamania, za każdym razem pięcioletnia stopa zwrotu z indeksu Dow Jones przekroczyła skrajnie wysoką wartość 80 proc. (przy czym konstrukcja indeksu nie uwzględnia reinwestowania dywidend). Obecnie nawet na Wall Street sytuacja jest bardzo daleko do spełnienia tego niebezpiecznego warunku. Pięcioletnia stopa zwrotu dopiero zbliżyła się do 20 proc., co oczywiście nie pozwala mówić o bańce spekulacyjnej i zbyt wygórowanych cenach akcji.

Sprzeczne sygnały

No dobrze, ale nawet jeśli założymy, że nie mamy do czynienia z okolicznościami sprzyjającymi pojawieniu się wielkiego krachu, to przecież zawsze możliwe jest osłabienie o mniejszej skali, które jednak mogłoby wprowadzić sporo zamieszania do sytuacji rynkowej. W tym kontekście wielką zagadką pozostaje zachowanie indeksu VIX (obrazuje oczekiwaną przez traderów na rynku opcji zmienność cen akcji), którego niskie poziomy są poważnym sygnałem ostrzegawczym. Od sierpnia VIX oscyluje we względnie niskim przedziale 14–18 pkt, co przypomina sytuację choćby z pierwszej połowy 2011 r., a więc z okresu poprzedzającego sierpniowe załamanie.

Co ciekawe jednak, alarmistyczne sygnały płynące z analizy VIX nie znajdują potwierdzenia w odczytach innego kontrariańskiego wskaźnika – odsetka byków w ankiecie Amerykańskiego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych (AAII). Odsetek ten wynosi obecnie 36 proc., co z historycznego punktu widzenia jest wartością nijaką.

Ważyć się będą losy nowej hossy

Powróćmy jednak na nasz rodzimy rynek. Jeśli spojrzymy na wykres WIG, to dość łatwo jest zdefiniować jesienne zagrożenia. Podstawowym ryzykiem jest scenariusz, w którym indeks spadłby na tyle mocno, że znalazłby się na nowo w obrębie rocznego trendu bocznego, z którego dopiero co zdołał wydostać się w mijającym miesiącu. Takie wydarzenia wprowadziłyby sporo zamieszania do wizji nowej hossy, jaka dopiero co zaczęła zyskiwać popularność wśród inwestorów i analityków. Pół biedy, gdyby październikowa korekta optymizmu sprowadziła WIG jedynie do górnej granicy trendu bocznego (ok. 42 250 pkt). Wówczas byłaby ciągle szansa na odbicie od tego ważnego wsparcia i na ponowienie szturmu byków związanego z oczekiwaniami na sezonowy rajd św. Mikołaja.

Nie uprzedzajmy jednak faktów. Jak pokazują historyczne statystyki, październikowa słabość nie jest przecież  przesądzona.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?