Spółki groszowe: ryzykowna gra

Firma, której notowania spadają poniżej dolara, funta czy złotówki, może być doskonałą okazją inwestycyjną. Ale nie dla każdego.

Aktualizacja: 14.02.2017 22:39 Publikacja: 27.10.2012 19:52

Spółki groszowe: ryzykowna gra

Foto: ROL

Mianem akcji groszowych (ang. penny stocks) określamy walory spółek notowanych poniżej 1?USD, 1 funta brytyjskiego czy też – w przypadku rodzimego parkietu – 1 zł. Od samego początku istnienia rynków kapitałowych spółki groszowe elektryzowały uwagę inwestorów, w tym przede wszystkim kapitału spekulacyjnego. Perspektywa inwestowania groszy, a zarabiania milionów jest przecież kusząca dla każdego z nas. Mówi się o nich, że przez pesymistów określane są mianem akcji – potworów (ang. monster stocks) a przez optymistów akcjami, na które można sobie pozwolić (ang. affordable stocks).

Jednym z prekursorów tego typu inwestowania był amerykański inwestor John Templeton, który w 1939 r. za pożyczone 10 400 dolarów nabył pakiet 104 akcji groszowych notowanych na nowojorskiej giełdzie. 34 spółki wybrane przez Templetona z uwagi na problemy finansowe zakończyły swoją działalność, ale pozostałe pozwoliły na osiągnięcie stopy zwrotu około 400 proc. w okresie czterech lat. Należy podkreślić, że indeks Standard & Poor's 500 stracił w tym samym czasie około 25 proc.

Niemniej spektakularne przykłady tego typu inwestycji przyniosły nam ostatnie miesiące, gdy amerykańska ikona popkultury – raper Curtis Jackson (nazywany nomen omen „50 cent") zdecydował się zareklamować na Twitterze firmę H&H Imports INC. Kurs nierentownej spółki produkującej słuchawki, będącej właścicielem firmy marketingowej, w ciągu kilku dni poszybował o około 290 proc. Dodatkowego smaczku dodał sprawie fakt, że „50 cent" był w owym czasie właścicielem 30 mln akcji H&H Imports INC., a cała akcja wzbogaciła konto rapera o 8,7 mln dolarów.

Niestety, „groszówki" mają też swoją ciemną stronę, często padają ofiarą giełdowych spekulantów, którzy próbują osiągnąć ponadprzeciętne zyski, wykorzystując naiwność pozostałych giełdowych graczy. W tej sytuacji bardzo często wykorzystuje się metodę pompuj i porzuć (ang. Pump and dump), w przypadku której na podstawie plotek czy fałszywych informacji sztucznie zawyża się kurs akcji, by sprzedać je z ogromnym zyskiem, zostawiając ostatnich naiwnych z często już bezwartościowym papierem (ang. left holding the bag). Najbardziej narażone na tego typu ataki są właśnie groszówki, które często charakteryzują się niską płynnością i niewielką ilością informacji dostępnych na temat spółki.

Groszowe bańki internetowe

Historia rynków kapitałowych bogata jest w tego typu przypadki, a szczególny wysyp takich metod mieliśmy w czasie bańki dotcomów. Niespełna 15-letni Johnatan Lebed, który nie miał prawa głosować czy nabyć alkoholu, był w stanie manipulować kursami spółek internetowych na ogromną skalę. Jego strategia była bardzo prosta: kupował „groszowe" spółki, które następnie pozytywnie rekomendował w Internecie we wszystkich możliwych miejscach, od stron internetowych, poprzez fora, aż do specjalistycznych czatów. Po tym, jak spółki osiągały w krótkim czasie wysokie stopy zwroty, Lebed sprzedawał je, zapoczątkowując tym samym spadek kursu. Przykładem takiej inwestycji było Manchester Equipment, na której piętnastolatek w krótkim czasie zarobił 25 proc. Jego działania zwróciły w końcu uwagę amerykańskiego nadzorcy – SEC, która wymierzyła mu karę w wysokości 285 tys. dolarów, co jednak i tak stanowiło ułamek z 800 tys. dolarów, jakie Lebed zarobił w czasie swojej krótkiej, acz burzliwej kariery inwestora giełdowego.

Na naszym parkiecie również nie brakuje podobnych historii, które elektryzują giełdowych graczy. W 2009 r. bardzo głośna stała się historia pośrednika w handlu nieruchomościami – spółki AD Drągowski – której walory w niecałe dwa miesiące wzrosły z 1,33 zł do 18 zł. Warto nadmienić, że w obrocie znajdowało się tylko ok. 3 proc. akcji, co wywołało plotki o możliwej manipulacji kursem, a w konsekwencji zainteresowanie KNF. Równie duże emocje wywołują spółki, którymi interesują się znani inwestorzy giełdowi. Takie informacje mogą wywołać znaczne wahania kursu nawet przy braku jakichkolwiek fundamentalnych podstaw.

Ostrożnie przy wyborze spółki

Przedstawione historie stanowią cenną lekcję dla inwestorów, którzy lubią ryzyko inwestowania w „groszówki". Bardzo ważne jest, by nie podejmować decyzji o inwestowaniu w tego typu papiery na podstawie impulsu – „uciekającej okazji". Często działa tu czynnik behawioralny, określany mianem skazy potwierdzenia (ang. Confirmation bias). Papier jest dobry, ponieważ jego wartość rośnie, a przecież związek przyczynowo-skutkowy powinien być dokładnie odwrotny. Często podświadomie inwestorzy zaczynają wybierać informacje potwierdzające ich przekonanie o wartości spółki, blokując negatywne sygnały, co nie pozwala na obiektywną ocenę analizowanego papieru. Dlatego podstawowe pytanie, jakie należy sobie zadać, oceniając potencjalne inwestycje, to powód, dla którego analizowana spółka znalazła się w gronie najtańszych na parkiecie. Bardzo często przyczyny są czysto fundamentalne związane ze słabą kondycją całego sektora bądź też samej spółki.

Dobrym przykładem będzie tu sektor budowlany, który w ostatnich miesiącach przeżywa potężne załamanie związane z nierentownymi kontraktami drogowymi, zakończeniem inwestycji infrastrukturalnych na Euro 2012 oraz wysokimi kosztami finansowymi przeciągających się w czasie inwestycji. W Wig-Budownictwo na 26 spółek tworzących ten indeks aż sześć (Trakcja, Polimex-Mostostal, Mostostal-Export, Awbud, Elkop i Energomontaż-Południe) to spółki „groszowe".

Oprócz kondycji sektora drugim bardzo istotnym elementem jest kondycja samej spółki. Bardzo często w gronie „groszówek" znajdują się walory spółek, które nadszarpnęły zaufanie wierzycieli i pozostają obecnie w stanie upadłości układowej bądź też likwidacyjnej. Ponownie za przykład może posłużyć nam sektor budowlany i spółki takie jak ABM Solid, DSS czy Hydrobudowa, które znalazły się na skraju bankructwa, a ich kurs jest odniesieniem do faktycznego stanu finansów przedsiębiorstwa.

Szczególnie pomocnym narzędziem dla łowców „groszówek" może się okazać analiza wskaźnikowa, która pomaga ocenić kondycję spółki. Wysoki poziom zadłużenia do kapitałów czy wskaźnika dług netto/EBITDA powinien być dla inwestora poważnym sygnałem, że pobyt w gronie „groszówek" jest nieprzypadkowy. Ponadto, jeżeli spółka pozytywnie przejdzie taki test, może to być informacja, że właśnie natknęliśmy się na „groszówkę perełkę", która w przyszłości zapewni nam wysokie stopy zwrotu.

Poszukiwania takich spółek warto zacząć w sektorach, które przeżywają trudności, takich jak wspomniana powyżej budowlanka czy deweloperka, gdzie istnieje możliwość, że negatywny sentyment do sektora pociągnął w dół kurs spółki o pozytywnych fundamentach. Przykładem takiej spółki wśród deweloperów może być BBI Development, którego kapitalizacja w okresie od kwietnia 2007 r. do dziś skurczyła się blisko 8-krotnie. W dużym stopniu spadek kursu był spowodowany pogarszającą się koniunkturą na rynku mieszkaniowym, rynku, od którego swoją działalność rozpoczęło BBI Development.

W ostatnich kilku latach deweloper zmienił jednak strategię, ograniczając zaangażowanie w budowę mieszkań, a koncentrując się na dużo bardziej rentownym rynku nieruchomości komercyjnych. Interesujące portfolio projektów dewelopera, w tym w szczególności projekt Plac Unii, którego wartość dla spółki (około 180 mln zł) jest podobna do jej kapitalizacji (199 mln zł), powinno w przyszłości pozytywnie wpływać na wyniki.

Inwestować z zasadami

Właśnie w przypadku deweloperów bardzo istotna jest analiza poszczególnych projektów spółki – ich lokalizacji, dopasowania do potrzeb rynku itd., gdyż może być to czynnik pozytywnie wyróżniający dany podmiot. Pomimo to, większość inwestorów wciąż postrzega analizowane spółki w sposób „sektorowy", co stanowi skuteczną metodę wyboru przedsiębiorstwa, gdy trend na parkiecie jest wyraźnie zarysowany.

W przypadku trendu bocznego, w którym od blisko roku znajduje się warszawska Giełda Papierów Wartościowych, bardziej zalecane jest podejście selektywne poparte wnikliwą analizą fundamentalną podmiotu. Oczywiście część inwestorów giełdowych odrzuca analizę fundamentalną jako narzędzie służące do wyboru spółek, decydując się na inwestowanie „na chybił trafił". W tej sytuacji należy pamiętać o kilku podstawowych zasadach, które ograniczą ryzyko inwestowania.

Przede wszystkim tego typu akcje powinny być tylko dodatkiem do naszego zdywersyfikowanego portfela. „Groszówki" bardzo często charakteryzują się wysoką zmiennością, przez co ryzyko dużych strat jest wysokie. Warto również wyznaczyć sobie ramy ryzyka, które jesteśmy w stanie zaakceptować, poza którymi definitywnie wycofujemy się z inwestycji, nawet jeżeli będzie to oznaczać wysokie straty. Ta sama zasada dotyczy również zysków, po osiągnięciu określonej stopy zwrotu, nie przesuwamy naszej bariery dalej.

 

Tomasz Kania, analityk rynku papierów wartościowych BM BGŻ

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?