Ostatnich kilka sesji na warszawskim parkiecie przyniosło kilka istotnych zjawisk. Z jednej strony nie ma wątpliwości, że utrzymuje się średnioterminowy trend wzrostowy. Najlepszym tego dowodem jest nowy szczyt fali zwyżkowej ustanowiony przez WIG 3 stycznia. Jeśli trzymać się tradycyjnego poglądu, w myśl którego pierwsze dni stycznia są prognostykiem na cały rok, to pozytywne sygnały z ostatnich miesięcy zyskują kolejne potwierdzenie.
Z drugiej strony, w perspektywie krótkoterminowej uwagę zwraca wytracanie przez WIG dotychczasowego impetu. Mimo nowych maksimów trendu, indeks w piątek był na poziomach, które wcześniej osiągnął jeszcze 19 grudnia. To znaczna odmiana w porównaniu z wcześniejszym, niemal nieprzerwanym marszem w górę.
Oczywiście utrata impetu sama w sobie nie oznacza jeszcze odwrócenia trendu wzrostowego. Do tego potrzeba czegoś więcej, czyli przebicia istotnego poziomu wsparcia. W krótkim horyzoncie czasowym za wsparcie takie uznać można lokalny dołek z 21 grudnia (47 075 pkt intraday). Jego przebicie wiązałoby się ze spadkiem WIG do poziomu najniższego od co najmniej trzech tygodni (w zależności od punktu w czasie, w jakim nastąpiłby taki hipotetyczny spadek). Takie wydarzenie byłoby negatywnym precedensem w porównaniu z ostatnimi dwoma miesiącami.
Nie uprzedzajmy jednak faktów. Jak na razie diagnoza jest następująca: panuje trend wzrostowy i nie warto z nim walczyć, bo w takich warunkach o nowe szczyty jest znacznie łatwiej niż o poważniejszą przecenę. Bardzo istotne jest też to, że poprawia się tzw. szerokość zwyżki. Innymi słowy, w trendzie wzrostowym uczestniczy więcej spółek. Ostatnie sesje przyniosły pozytywne rozstrzygnięcia na wykresie gromadzącego prawie 200 małych firm WIG-Plus (jego zmiany są mocno skorelowane z obliczanym przez nas Nieważonym Indeksem Giełdowym obrazującym średnie zmiany kursów wszystkich spółek). Indeks ten przezwyciężył chwilową słabość z połowy grudnia i z jeszcze większym impetem niż wcześniej ustanowił nowe szczyty fali zwyżkowej trwającej od sierpnia ub.r.