W jaki sposób znalazł się pan w akcjonariacie Veno – czy od razu widział się pan w roli szeryfa, który ma zaprowadzić porządek w firmie?
Nie jestem żadnym szeryfem, choć nie ukrywam, że nie odpowiada mi to, co dzieje się na NewConnect, jak mocno bije to w prestiż polskiego rynku kapitałowego. To jednak temat na inną rozmowę i kto inny powinien się zająć systemowymi zmianami.
Jeśli chodzi o Veno – kilka lat temu postanowiłem, w ramach dywersyfikacji portfela, zainwestować w spółkę z NewConnect. Wybór padł na Veno, bo była to firma rozpoznawalna, z akcjami o dużej płynności (jak na ten rynek), z ciekawym projektem: stworzeniem polskiego superauta. Lubię szybkie samochody, wciąż uważam, że mamy w kraju kadrę techniczną zdolną do stworzenia takiego projektu.
Moje wzmożone zainteresowanie Veno to pokłosie m.in. scalenia akcji – po tej operacji wartość mojego pakietu dodatkowo stopniała. Zacząłem się więc baczniej przyglądać działaniom zarządu. W listopadzie ub.r. wybrałem się na walne zgromadzenie i niestety nie byłem usatysfakcjonowany odpowiedziami na pytania zadawane zarówno w trybie k.s.h., jak i w rozmowach kuluarowych. Stąd moja decyzja o przekroczeniu progu 5 proc. głosów, by uzyskać prawo do żądania zwołania NWZA, oraz powołanie porozumienia akcjonariuszy.
Naszym nadrzędnym celem jest uzyskanie informacji – czy Veno ma w portfelu zdrowe aktywa i jaką one mają wartość. Uważam, że w tym celu niezbędne jest powołanie niezależnego biegłego. A skoro obecne władze spółki to blokują – trzeba je wymienić.