W październiku było kilka sesji, podczas których wydawało się, że WIG20 zacznie nadrabiać zaległości względem mWIG40 i sWIG80. Drożały wtedy szczególnie banki, co potwierdza, że to kapitał zagraniczny przypomniał sobie o naszej giełdzie. Czy warszawskie blue chips mają szansę na dogonienie „średniaków" i „maluchów" pod względem stóp zwrotu?
To, co się dzieje z WIG20, w największym stopniu zależy od inwestorów zagranicznych, którzy są teraz „w rozkroku". Z jednej strony zaczynają szukać rynków, na których mogą jeszcze coś zyskać, po tym jak rekordowo dużo zarobili w USA. Z drugiej strony obawiają się ograniczenia QE. We wrześniu i październiku przeważył ten pierwszy czynnik, co było widać w dynamicznym odrabianiu strat przez wszystkie rynki wschodzące, nie tylko Polskę. Jeżeli rzeczywiście w najbliższym czasie dojdzie do „QE tapering" i jego skala zaskoczy inwestorów – odwrót kapitału z rynków wschodzących będzie się pogłębiał, a co za tym idzie – WIG20 będzie raczej tracił, niż zyskiwał. Sposób ograniczenia QE nie jest jednak przesądzony ani tym bardziej moment rozpoczęcia tego procesu. Za pół roku zarówno duże, jak i mniejsze spółki mogą być droższe niż teraz.
Czy spadki wywołane zapowiedzią ograniczenia QE dotkną w równym stopniu duże, średnie i małe spółki?
Niekoniecznie, w każdym razie skala spadków może być inna. Różnica pomiędzy notowaniami WIG20 a mWIG40 i sWIG80 zawęziłaby się ostatnio jeszcze bardziej, gdyby polskie fundusze akcji były bardziej przeważone w segmencie dużych spółek. Udział WIG20 w WIG wynosi 70 proc., a w portfelach funduszy duże spółki nie stanowią więcej niż 40 proc. Gdy zagranica weszła na nasz rynek w październiku, różnica pomiędzy indeksami zawęziłaby się jeszcze bardziej, gdyby jednocześnie fundusze akcji polskich nie kupowały małych i średnich spółek. Jeżeli QE wywoła głęboką korektę, duże spółki nie będą miały szans na pokonanie mniejszych pod względem stóp zwrotu – przynajmniej tak długo jak do TFI będą płynąć pieniądze.
Jak długo to potrwa?