Chętnych na akcje brakuje, ale bessa zwykle zaczyna się w USA

W związku z sytuacją polityczną we Włoszech europejskie giełdy wstrzymały oddech i większość z nich we wtorek od rana mocno zniżkowała. WIG20 z hukiem przebił ważne wsparcie i teraz trudno liczyć na poprawę.

Aktualizacja: 30.05.2018 11:30 Publikacja: 30.05.2018 10:11

Chętnych na akcje brakuje, ale bessa zwykle zaczyna się w USA

Foto: Bloomberg

Skutki napiętej sytuacji politycznej we Włoszech odbiły się szerokim echem na rynkach całej Europy i nie ominęły warszawskiego parkietu.

Ryzyko zbyt duże

Wtorkowa sesja przyniosła mocne tąpnięcie wszystkich głównych indeksów na GPW, z których najsłabszy był WIG20. Indeks największych spółek na chwilę doszedł do poziomu widzianego ostatnio w lutym poprzedniego roku. W kolejnych godzinach sytuacja nieco się stabilizowała, jednak z punktu widzenia analizy technicznej (komentarz obok) sytuacja na GPW zdecydowanie sprzyja sprzedającym.

– Ostatnie tygodnie to trudny czas dla polskiej giełdy i złotego. W tym przypadku można powiedzieć „co złego, to nie my" – to kumulacja negatywnych czynników zewnętrznych, a wraz z nimi wzrost awersji do ryzyka, spowodowały wyprzedaż polskich akcji i waluty – podsumowuje Adam Narczewski, ekspert Admiral Markets. Jak tłumaczy, Europę od kilku tygodni straszy sytuacja we Włoszech, gdzie dwie antyunijne partie (Ruch Pięciu Gwiazd i Liga Północy) próbują stworzyć rząd. – Wtorkowe spadki na GPW to skutek informacji z włoskiej gospodarki, gdzie rentowność dziesięcioletnich obligacji gwałtownie przekroczyła 3 proc. – wskazuje. Zdaniem Narczewskiego spadki są uzasadnione, jednak przejściowe. Nie zwiastują też początku bessy, która, w większości przypadków, zaczynała się w USA. Według niego bessa za oceanem nastąpi w IV kwartale lub na początku 2019 r. – Do tego czasu liczę na odbicie indeksów z GPW. Polska giełda jest wciąż relatywnie tania, nie tylko względem giełd światowych, ale też i tych z regionu. Uważam, że na mocniejsze spadki trzeba jeszcze chwilę poczekać – twierdzi Narczewski.

Foto: GG Parkiet

Nieco inne zdanie ma Tomasz Tarczyński, prezes i zarządzający Opoki TFI. – Ostatnie spadki to nie jest sygnał bessy na polskiej giełdzie, bo ta u nas jest już od dawna – uważa. Jak zauważa, szeroki rynek obrazowany przez indeks cenowy zrobił szczyt wiosną 2017 r., a skala spadków polskich indeksów i nachylenie średnich wprost pokazują, że rynek niedźwiedzia już trwa. – Rynek polski jest tani, ale do trwałego zatrzymania spadków potrzebna jest stabilizacja notowań na rynkach światowych – na razie zarówno rynki europejskie, jak i emerging markets są słabe – mówi Tarczyński. – Zgodnie z naszymi modelami cyklicznymi zmienność i spadki na giełdach w tym roku nie uległy zakończeniu – uważa. Jego zdaniem na zwyżki na WIG20 trzeba będzie poczekać. – Również w grupie mniejszych firm sytuacja pod względem napływu kapitału pozostaje niekorzystna i nie widać na razie szans na zmiany – twierdzi Tarczyński.

Jak tłumaczy Mateusz Namysł, analityk Raiffeisen Polbanku, problemem naszego rynku obecnie jest brak istotnych czynników, które mogłyby spowodować zwyżki w największych sektorach. – Na rynku mało kto liczy, że NBP podniesie stopy w perspektywie 12 miesięcy, a to był czynnik, który silnie pomagał wycenom sektora finansowego pod koniec ubiegłego roku. Co więcej, nadal możliwy jest powrót tematu pomocy dla frankowiczów – zauważa Namysł. Należy pamiętać również o odpływach środków z OFE do ZUS. – Mniejsze podmioty wyraźnie odczuwają natomiast wzrost płac oraz kosztów materiałów i surowców – mówi analityk. Według niego jest jeszcze zbyt wcześnie, by mówić o bessie, jednak „obecna sytuacja rynkowa stwarza niekorzystny stosunek potencjalnych korzyści do ponoszonego ryzyka".

Rynek długu wciąż mocny

Odwrót kapitału zagranicznego widać również w przypadku polskich obligacji, choć nie na taką skalę jak w innych krajach.

– Kryzys polityczny we Włoszech spowodował mocną zwyżkę rentowności obligacji skarbowych nie tylko tam, ale również na peryferiach strefy euro. We wtorek o ponad 10 pkt bazowych rosły rentowności obligacji Hiszpanii, Portugalii i Grecji. Jeszcze na początku maja rentowności włoskich obligacji utrzymywały się na dość niskich w porównaniu do sytuacji fiskalnej poziomach – dochodowość 10-letniego benchmarku oscylowała poniżej 1,8 proc., podczas gdy 2-letnie papiery „płaciły" -0,3 proc. – przypomina Izabela Sajdak, zarządzająca BPS TFI. Teraz inwestorzy oczekują rentowności odpowiednio na poziomie 3,08 proc. i 2,46 proc. Widmo kolejnego kryzysu w strefie euro nie przełożyło się na gwałtowną przecenę polskich obligacji skarbowych w ostatnich dniach, choć widać rosnącą nerwowość na krajowym rynku. – W poniedziałek pod nieobecność inwestorów z Wielkiej Brytanii i USA polska krzywa przesunęła się w dół, nie reagując na rosnącą awersję do ryzyka na światowych rynkach. We wtorek od rana widoczna była wyprzedaż krajowych obligacji, a najmocniej rosły rentowności na środku i długim końcu krzywej. Wciąż jednak znajdujemy się poniżej poziomów z początku roku i nasz rynek pozostaje mocny – wskazuje Sajdak.

 

Analizy rynkowe
Giełdowe rekiny są coraz grubsze. Założyciel Dino odskoczył całej reszcie
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Analizy rynkowe
Polski rynek wciąż zyskuje bez euforii wśród inwestorów
Analizy rynkowe
Lokomotywy z indeksu mWIG40 dały zarobić
Analizy rynkowe
Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Analizy rynkowe
Czy Trump chce wyrzucić Powella, czy tylko gra na osłabienie dolara?
Analizy rynkowe
Czy należy robić odwrotnie niż radzi Jim Cramer?