Ile inwestycji potrzebuje polska gospodarka, żeby mogła utrzymać wysokie tempo rozwoju? Premier Morawiecki zna precyzyjną odpowiedź. Regularnie powtarza, że należy dążyć do tego, aby inwestycje stanowiły co najmniej 25 proc. PKB. Podwyższenie do tego poziomu stopy inwestycji, która od lat utrzymuje się poniżej 20 proc. PKB, to jeden z najważniejszych celów firmowanej przez niego Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Czy to rzeczywiście byłaby optymalna stopa inwestycji, trudno powiedzieć. Ale tego, że powinna być wyższa niż obecnie, nie kwestionuje nikt, włącznie z zagorzałymi krytykami polityki gospodarczej PiS. Przykładowo Forum Obywatelskiego Rozwoju w swoich raportach przypomina, że „w krajach, które startując z podobnego poziomu dochodu na mieszkańca co Polska, w ciągu 25 lat nadrobiły dystans dzielący je od Zachodu, stopa inwestycji była większa niż u nas najczęściej o 2–8 pkt proc., a w skrajnych przypadkach nawet o 15–30 pkt proc."
Kontrowersje wokół leasingu
Wróćmy na ziemię. W roku zakończonym w II kwartale br. stopa inwestycji wyniosła nad Wisłą zaledwie 17,7 proc. PKB, najmniej od co najmniej 20 lat. Wskaźnik ten spada systematycznie od globalnego kryzysu finansowego z 2008 r., gdy wynosił ponad 23 proc. PKB. Fakt, że maleje też w ostatnich latach, jest często eksploatowaną kanwą kpin z Morawieckiego i jego SOR. Ich autorzy rzadko zadają sobie jednak pytanie, jak to możliwe, że spadającej stopie inwestycji towarzyszy szybki rozwój polskiej gospodarki. Można powiedzieć, że napędza ją konsumpcja, której sprzyja dobra sytuacja na rynku pracy oraz hojna polityka socjalna. Tyle że taki niezrównoważony rozwój, bazujący na jednym silniku, powinien prowadzić do wzrostu inflacji oraz deficytu handlowego. A jak dotąd nie prowadzi.
Być może negatywne konsekwencje połączenia niedoboru inwestycji i silnego popytu dopiero się ujawnią. Ale nie można też wykluczyć, że z nakładami inwestycyjnymi w Polsce faktycznie nie jest tak źle, jak sugerują oficjalne dane GUS. Taką hipotezę wysunął na konferencji prasowej po ostatnim posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej prezes NBP Adam Glapiński. – W naszym przekonaniu poziom inwestycji nie budzi niepokoju – zapewnił. Jak wyjaśnił, inwestycje przedsiębiorstw są w rzeczywistości wyższe, niż podaje GUS. Źródłem rozbieżności między rzeczywistością a statystyką może zaś być upowszechnianie się leasingu. Takiego źródła finansowania inwestycji firmy nie mogą bowiem wskazać, raportując do GUS nakłady na środki trwałe. Część firm, zwłaszcza tych mniejszych, może w efekcie sądzić, że środki trwałe nabyte w drodze leasingu nie stanowią inwestycji i nie trzeba ich raportować.
Istnienie tego zjawiska potwierdził Andrzej Sugajski, dyrektor generalny Związku Polskiego Leasingu. Najwyraźniej wie o nim również GUS, bo – jak powiedział w rozmowie z PAP Sugajski – ZPL otrzymał zapewnienie, że wkrótce w formularzach pojawi się możliwość wyboru leasingu jako źródła finansowania inwestycji. Jak wpłynie to na stopę inwestycji? Jak podaje ZPL, w ub.r. firmy leasingowe sfinansowały kapitał trwały o równowartości około 3,4 proc. PKB. Gdyby GUS tych inwestycji w ogóle nie widział – co jest mało prawdopodobne – o tyle zaniżona byłaby stopa inwestycji.
– Według GUS w II kwartale realna dynamika inwestycji spadła do 4,5 proc. rok do roku, z 8,1 proc. w I kwartale. To zaskakujące, bo dane dotyczące inwestycji samorządowych, publicznych i mieszkaniowych pozwalały sądzić, że inwestycje ogółem przyspieszyły. Skoro tak się nie stało, to dynamika inwestycji przedsiębiorstw musiała być zbliżona do zera. Ale dane GUS bazujące na formularzach F-01 pokazują, że firmy zatrudniające ponad 50 osób zwiększyły inwestycje o około 14 proc. rok do roku – przypomina w rozmowie z „Parkietem" Rafał Benecki, główny ekonomista ING BSK. – Ta rozbieżność w danych o inwestycjach ogółem i inwestycjach firm 50+ widoczna jest od paru kwartałów. Jej powodem mogą być właśnie niedoskonałości metodologiczne związane m.in. z leasingiem albo spadek inwestycji małych i średnich przedsiębiorstw. Prawda leży zapewne gdzieś po środku – dodał.