Amerykańska waluta i obligacje skarbowe to dwie kwestie, które w ostatnich dniach przesądziły o nastrojach na rynkach finansowych.
Dolar i obligacje w roli głównej
Dollar Index w pierwszej połowie minionego tygodnia zyskał na wartości prawie 0,8 proc., a od dołka z 20 września poszedł w górę o niemal 2,5 proc. Kurs euro w tym czasie obniżył się z prawie 1,18 do poniżej 1,15 dolara, czyli o ponad 2 proc. Z jednej strony to efekt obaw związanych z nieodpowiedzialną polityką budżetową włoskiego rządu, negatywnie wpływających na wspólną walutę, z drugiej zaś wciąż bardzo dobrych sygnałów dotyczących kondycji amerykańskiej gospodarki, działających na korzyść dolara.
Dość nieoczekiwane jastrzębie wypowiedzi Jerome'a Powella sugerujące możliwość kontynuacji cyklu podwyżek stóp procentowych nawet powyżej poziomu neutralnego, który szacowany jest na 3 proc., na dolarze na razie wielkiego wrażenia nie zrobiły, natomiast mocno wpłynęły na rynek obligacji skarbowych. W minioną środę, tuż po deklaracjach szefa Rezerwy Federalnej, rentowność papierów dziesięcioletnich poszła w górę z niecałych 3,07 proc. do ponad 3,18 proc., a w czwartek przekroczyła 3,2 proc., a więc dotarła do poziomu najwyższego od ponad siedmiu lat. Zaledwie rok temu sięgała 2 proc., więc różnica jest już bardzo znacząca, a wszystko wskazuje, że na tym nie koniec.
Rentowność obligacji trzydziestoletnich skoczyła w ostatnich dniach do ponad 3,36 proc., osiągając poziom najwyższy od czterech lat, zaś rentowność dwulatek jest najwyższa od połowy 2008 r. Taka sytuacja negatywnie wpływała na rynek akcji. S&P 500 w czwartek zniżkował o 0,8 proc., ale w ciągu dnia skala spadku sięgała nawet 1,4 proc., a indeks znalazł się chwilowo poniżej 2900 punktów. Bardzo podobnie było w przypadku Dow Jonesa. Nasdaq Composite stracił aż 1,8 proc. Na naszym kontynencie, paradoksalnie nie najgorzej radził sobie indeks giełdy w Mediolanie, który wyhamował spadkową tendencję z poprzedniego tygodnia i stracił do czwartku jedynie 0,5 proc. Widać, że włoska polityka bardziej martwi inwestorów na pozostałych parkietach i będzie psuła nastroje prawdopodobnie jeszcze przez kilka tygodni. DAX co prawda w ostatnich dniach zdołał uchronić się przed spadkiem, bo obronił poziom 12 200 punktów, ale sytuacja indeksu nie wygląda najlepiej. Wskaźnik w Paryżu zaliczył spadek o 1,5 proc., kończąc trwającą od trzech tygodni dobrą passę.
Rynki wschodzące znów pod presją
Jastrzębie deklaracje szefa Fed oraz umacniający się dolar musiały niekorzystnie odbić się na sytuacji na rynkach wschodzących. MSCI Emerging Markets (ETF) w czwartek zniżkował o 2,5 proc., a w ciągu czterech pierwszych sesji minionego tygodnia stracił 4,5 proc., schodząc do poziomu najniższego od pierwszej połowy września. Takie zachowanie nie wróży najlepiej na najbliższą przyszłość, a perspektywa konsekwentnej kontynuacji cyklu podwyżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych nie pozwala na optymizm także w dłuższym horyzoncie. Przed spadkami w ostatnich dniach zdołały się uchronić jedynie nieliczne giełdy naszego regionu, między innymi w Pradze, Bukareszcie i Budapeszcie. Z kolei moskiewski RTS poszedł w dół o 2,5 proc., a wskaźnik w Turcji zniżkował o 5,5 proc. Świętująca giełda w Chinach nie miała szans zareagować na bieżące wydarzenia, z tym większym niepokojem wypada czekać na powrót handlu w Szanghaju. Generalnie bowiem nastroje na azjatyckich parkietach były dalekie od optymizmu. Wskaźnik giełdy w Hongkongu zniżkował do czwartku o ponad 4 proc. Niemal 3-proc. spadek zanotował indeks w Bombaju, przedłużając fatalną serię. Sensex stracił od końca sierpnia już ponad 9 proc. Przekraczający 3-proc. spadek zanotowano także na giełdzie w Indonezji, a w Korei i na Tajwanie straty były tylko niewiele mniejsze.