Rynki na granicy paniki

Wzrost rentowności amerykańskich obligacji i słaby juan to dwie główne przyczyny gwałtownego pogorszenia się sytuacji na rynkach finansowych.

Publikacja: 13.10.2018 05:00

Przedstawiciele administracji Donalda Trumpa zastanawiają się nad oficjalnym uznaniem Chin za „walut

Przedstawiciele administracji Donalda Trumpa zastanawiają się nad oficjalnym uznaniem Chin za „walutowego manipulatora”.

Foto: AFP

Pogorszenia się nastrojów na giełdach można się było spodziewać, jednak dynamika spadków z ostatnich dni może zaskakiwać. Tym bardziej że trudno wskazać konkretny powód reakcji ocierających się o panikę.

Amerykańskie obligacje i chińska waluta

Poszukując powodów gwałtownego pogorszenia się sytuacji na rynkach finansowych, w oczywisty sposób nasuwają się dwa czynniki. Pierwszy to wzrost rentowności obligacji skarbowych w Stanach Zjednoczonych, a drugi to osiągające niepokojącą skalę osłabienie juana. Warto jednak zwrócić uwagę, że rentowność amerykańskich dziesięciolatek największy skok odnotowała 3 października, co nie spotkało się z negatywną reakcją Wall Street. Spadki na nowojorskim parkiecie rozpoczęły się dzień później i nie były zbyt niepokojące. Można było traktować je jako naturalną korektę, choć zejście S&P 500 poniżej 2900 punktów, mogło stanowić sygnał ostrzegawczy. Środowe tąpnięcie tego indeksu o 3,3 proc. zrobiło dość przygnębiające wrażenie, tym bardziej że był to najsilniejszy spadek od lutego. Dość niespodziewany, jeśli wziąć pod uwagę, że od wtorku rentowność obligacji zaczęła wyraźnie się obniżać, schodząc poniżej 3,2 proc., a więc obawy na rynku akcji powinny się zmniejszać, przy jednoczesnym braku innych niepokojących impulsów. Co ciekawe i jednocześnie zastanawiające, amerykańska waluta wyraźnie traciła na wartości. W miniony czwartek Dollar Index znalazł się na poziomie najniższym od 26 września, tracąc od niedawnego szczytu prawie 1,7 proc. Biorąc pod uwagę fakt, że to mocny dolar był ostatnio uznawany jako największe zagrożenie dla sytuacji na rynkach finansowych, w szczególności w kontekście kondycji emerging markets, można by oczekiwać uspokojenia nastrojów. Tymczasem reakcja była odwrotna. To zaś każe zwrócić uwagę na to, co dzieje się z inną walutą, której notowania w nie tak odległej przeszłości budziły strach wśród inwestorów na cały świecie. Chodzi oczywiście o juana, którego osłabienie sprowadziło ostre spadki na giełdach w sierpniu 2015 r. oraz na przełomie lat 2015–2016. Kurs dolara już w miniony poniedziałek wzrósł o ponad 0,5 proc., osiągając poziom 6,92 juana, a więc przebił lokalny szczyt z połowy sierpnia obecnego roku. Kolejne dni były już nieco spokojniejsze, ale ruch w górę był kontynuowany, sygnalizując, że poniedziałkowy wyskok nie był jednorazowym incydentem. Od marca juan osłabił się wobec dolara o prawie 10,5 proc. i ten fakt mógł zostać wreszcie dostrzeżony, tym bardziej że przedstawiciele administracji Donalda Trumpa wysyłali ostatnio wyraźne sygnały, że zastanawiają się nad oficjalnym uznaniem Chin za „walutowego manipulatora". To zaś w oczywisty sposób zaostrzyłoby i tak już napięte relacje między Chinami a USA.

W efekcie, w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia S&P 500 stracił ponad 5 proc. i był to najmocniejszy spadek od marca. Przekraczająca od początku października 6-proc. zniżka, przywodzi na myśl najgorsze skojarzenia, związane z tym miesiącem, choć poprzednio tak słaby okazał się wspomniany zresztą wcześniej, sierpień 2015 r. Technologiczny Nasaq Composite traci od początku miesiąca prawie 9 proc., a Dow Jones poszedł w dół o ponad 5 proc.

GG Parkiet

Złe nastroje przeniosły się także na giełdy naszego kontynentu, pogarszając i tak już fatalne nastroje. W czwartek DAX zbliżył się do 11 500 punktów, czyli do poziomu najniższego od lutego ubiegłego roku, który powinien stać się barierą dla kontynuacji spadkowej tendencji. Można mieć jednak wątpliwości, że taką rolę spełni. W trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia indeks niemieckiej giełdy zniżkował o prawie 5 proc., a od początku miesiąca traci niemal 6 proc., przywodząc na myśl także wymieniony wcześniej początek 2016 r., kojarzony z „chińskim syndromem".

Największe nasilenie paniki miało miejsce w minionym tygodniu na giełdach azjatyckich. W czwartek tajwański indeks zniżkował o ponad 6 proc., co zdarzyło się po raz pierwszy od bardzo dawna, choć podobnie zły tydzień miał miejsce na tym parkiecie także w lutym tego roku. Shanghai Composite w czwartek stracił 5,2 proc., docierając do poziomu najniższego od prawie czterech lat. MSCI Emerging Markets poszedł w trakcie czterech sesji w dół o ponad 4 proc., ale w tym przypadku tak duże spadki zdarzały się w tym roku już kilkukrotnie, co oczywiście trudno uznać za pocieszenie, a z pewnością traktować należy jako przestrogę.

GPW bezsilna

Odporność naszego parkietu na negatywne nastroje panujące na świecie ma swoje granice. Po okresie względnej siły, w porównaniu choćby z emerging markets, przyszedł czas na wyrównanie rachunków. Trzeba jednak przyznać, że spadki z ostatnich dni, choć pokaźne, to i tak mniejsze niż np. w Szanghaju, a nawet na Wall Street. Niewielkie to pocieszenie, ale zawsze jakiś mały plus warto odnotować. W skali pierwszych czterech sesji minionego tygodnia WIG20 stracił jednak ponad 4,5 proc. i była to druga tak silna tygodniowa zniżka w tym roku. Niestety, ogólny obraz rynku optymistyczny nie jest. W przypadku indeksu największych spółek błyskawicznie rozbudowała się negatywna formacja głowy z ramionami. Jeśli nastroje w otoczeniu szybko się nie poprawią, czeka nas prawdopodobnie testowanie poziomu 2100 punktów, czyli dołka z końca czerwca. Na wypatrywanie jeszcze gorszego scenariusza, czyli dojścia WIG20 do 2000 punktów, jest jeszcze chyba zbyt wcześnie, choć nie można go wykluczyć.

Choć w przypadku wskaźnika średnich spółek głowy z ramionami nie widać, a tygodniowy spadek był nieznacznie mniejszy niż dla WIG20, to sytuacja wcale nie jest lepsza. mWIG40 w miniony czwartek dotarł do wrześniowego minimum, które pokrywa się z dołkiem z listopada 2011 r. Posiadacze akcji mają więc spory kłopot, ponieważ kolejne poziomy technicznego wsparcia dają jeszcze sporą przestrzeń do spadków, przekraczającą 100 punktów. Ich osiągnięcie oznaczałoby zniżkę o jedną czwartą, licząc od styczniowego szczytu, czyli zdecydowane wejście tego indeksu w fazę bessy. W segmencie najmniejszych firm mieliśmy do czynienia ze spadkiem o nieco ponad 2 proc. w skali pierwszych czterech sesji minionego tygodnia, oznaczającym przyspieszenie procesu osuwania się indeksu, trwającym od połowy września. sWIG80 znalazł się najniżej od maja 2013 r., a więc od ponad pięciu lat. Jedynym „pocieszeniem" w tym segmencie jest jeszcze bardziej drastyczny niż poprzednio spadek aktywności inwestorów.

Z perspektywy sektorowej najgorzej w ostatniej fazie spadków radziły sobie WIG Leki, WIG Górnictwo, WIG Energetyka i WIG Odzież. Przed większą przeceną zdołały uchronić się jedynie motoryzacja, informatyka, media i telekomunikacja.

Ropa mówi pas, złoto beneficjentem zamieszania

Najwyższe od kilku lat ceny ropy naftowej nie utrzymały się zbyt długo. Teraz można powiedzieć, że korekta silnych wzrostów była nieunikniona i naturalna, choć jeszcze kilka dni temu nie była wcale oczywistym scenariuszem. Zresztą rysowana przez część ekspertów perspektywa dojścia notowań w okolice 100 dolarów za baryłkę wciąż może być aktualna. Na razie WTI można „kontraktować" po około 72 dolarów, czyli o prawie 6 proc. taniej niż w pierwszych dniach października, a Brent poniżej 82 dolarów, po spadku o podobnej skali. Rynek surowca nadal będzie się znajdował pod wpływem spekulacji dotyczących konsekwencji embarga nałożonego przez USA na Iran i możliwości skompensowania ubytku przez pozostałych producentów, ale wydaje się, że znaczenia nabiera też kwestia zapowiadanego osłabienia wzrostu globalnej gospodarki, do którego zresztą przyczynia się także w istotny sposób drożejąca ropa. Notowaniom nie pomogły nawet doniesienia o chwilowym spadku produkcji w USA, będącym konsekwencją uderzenia huraganu Michael.

Ostatnie dni przyniosły wzrost zmienności na rynku złota. Tydzień rozpoczął się sporym, dość nieoczekiwanym, sięgającym 1,4 proc. spadkiem notowań i zejściem poniżej 1190 dolarów za uncję. Późniejsze osłabienie dolara i wzrost awersji do ryzyka wyraźnie ośmieliło amatorów długich pozycji i cena kruszcu w miniony czwartek z impetem powróciła powyżej poziomu 1220 dolarów. Sięgająca 2,4 proc. czwartkowa zwyżka to wydarzenie niewidziane na tym rynku od dawna i dość rzadkie, a więc być może symptomatyczne w kontekście awersji do ryzyka. Bykom mogą w najbliższym czasie pomagać obawy dotyczące perspektyw amerykańskiej gospodarki, a zatem możliwości złagodzenia mocno jastrzębiego dotąd stanowiska rezerwy federalnej. Presja wywierana na Fed przez Donalda Trumpa raczej nie ma tu większego znaczenia, ale szansa na osłabienie dolara może być istotnym czynnikiem sprzyjającym wzrostowi notowań złota.

Po kilkutygodniowym okresie względnej stabilizacji w okolicy 280 centów za funt, notowania kontraktów terminowych na miedź w miniony czwartek zdecydowanie poszły w dół. Osłabienie dolara nie było w tym przypadku tak istotne dla inwestorów, którzy raczej obawiali się spowolnienia w globalnej gospodarce, sygnalizowanego nieodmiennie przez kolejne ośrodki analityczne, do których ostatnio dołączył Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?