Pogorszenia się nastrojów na giełdach można się było spodziewać, jednak dynamika spadków z ostatnich dni może zaskakiwać. Tym bardziej że trudno wskazać konkretny powód reakcji ocierających się o panikę.
Amerykańskie obligacje i chińska waluta
Poszukując powodów gwałtownego pogorszenia się sytuacji na rynkach finansowych, w oczywisty sposób nasuwają się dwa czynniki. Pierwszy to wzrost rentowności obligacji skarbowych w Stanach Zjednoczonych, a drugi to osiągające niepokojącą skalę osłabienie juana. Warto jednak zwrócić uwagę, że rentowność amerykańskich dziesięciolatek największy skok odnotowała 3 października, co nie spotkało się z negatywną reakcją Wall Street. Spadki na nowojorskim parkiecie rozpoczęły się dzień później i nie były zbyt niepokojące. Można było traktować je jako naturalną korektę, choć zejście S&P 500 poniżej 2900 punktów, mogło stanowić sygnał ostrzegawczy. Środowe tąpnięcie tego indeksu o 3,3 proc. zrobiło dość przygnębiające wrażenie, tym bardziej że był to najsilniejszy spadek od lutego. Dość niespodziewany, jeśli wziąć pod uwagę, że od wtorku rentowność obligacji zaczęła wyraźnie się obniżać, schodząc poniżej 3,2 proc., a więc obawy na rynku akcji powinny się zmniejszać, przy jednoczesnym braku innych niepokojących impulsów. Co ciekawe i jednocześnie zastanawiające, amerykańska waluta wyraźnie traciła na wartości. W miniony czwartek Dollar Index znalazł się na poziomie najniższym od 26 września, tracąc od niedawnego szczytu prawie 1,7 proc. Biorąc pod uwagę fakt, że to mocny dolar był ostatnio uznawany jako największe zagrożenie dla sytuacji na rynkach finansowych, w szczególności w kontekście kondycji emerging markets, można by oczekiwać uspokojenia nastrojów. Tymczasem reakcja była odwrotna. To zaś każe zwrócić uwagę na to, co dzieje się z inną walutą, której notowania w nie tak odległej przeszłości budziły strach wśród inwestorów na cały świecie. Chodzi oczywiście o juana, którego osłabienie sprowadziło ostre spadki na giełdach w sierpniu 2015 r. oraz na przełomie lat 2015–2016. Kurs dolara już w miniony poniedziałek wzrósł o ponad 0,5 proc., osiągając poziom 6,92 juana, a więc przebił lokalny szczyt z połowy sierpnia obecnego roku. Kolejne dni były już nieco spokojniejsze, ale ruch w górę był kontynuowany, sygnalizując, że poniedziałkowy wyskok nie był jednorazowym incydentem. Od marca juan osłabił się wobec dolara o prawie 10,5 proc. i ten fakt mógł zostać wreszcie dostrzeżony, tym bardziej że przedstawiciele administracji Donalda Trumpa wysyłali ostatnio wyraźne sygnały, że zastanawiają się nad oficjalnym uznaniem Chin za „walutowego manipulatora". To zaś w oczywisty sposób zaostrzyłoby i tak już napięte relacje między Chinami a USA.
W efekcie, w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia S&P 500 stracił ponad 5 proc. i był to najmocniejszy spadek od marca. Przekraczająca od początku października 6-proc. zniżka, przywodzi na myśl najgorsze skojarzenia, związane z tym miesiącem, choć poprzednio tak słaby okazał się wspomniany zresztą wcześniej, sierpień 2015 r. Technologiczny Nasaq Composite traci od początku miesiąca prawie 9 proc., a Dow Jones poszedł w dół o ponad 5 proc.
Złe nastroje przeniosły się także na giełdy naszego kontynentu, pogarszając i tak już fatalne nastroje. W czwartek DAX zbliżył się do 11 500 punktów, czyli do poziomu najniższego od lutego ubiegłego roku, który powinien stać się barierą dla kontynuacji spadkowej tendencji. Można mieć jednak wątpliwości, że taką rolę spełni. W trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia indeks niemieckiej giełdy zniżkował o prawie 5 proc., a od początku miesiąca traci niemal 6 proc., przywodząc na myśl także wymieniony wcześniej początek 2016 r., kojarzony z „chińskim syndromem".