Czasu na porozumienie jest naprawdę mało. To przecież unijny szczyt, który odbędzie się 17–18 października (czyli w tym tygodniu), ma przynieść rozstrzygnięcie mówiące, jak będą wyglądały stosunki Unii Europejskiej z Wielką Brytanią po brexicie. Michel Barnier, główny unijny negocjator brexitowej umowy, zapewniał w środę, że to porozumienie uda się osiągnąć. Brytyjski kanclerz skarbu Philip Hammond przekonywał w piątek, że umowa jest już w zasięgu ręki. Inne sygnały nie są jednak optymistyczne. Gdy brytyjska premier Theresa May niedawno przedstawiła unijnym decydentom swój kompromisowy (i ostro krytykowany przez zwolenników brexitu) plan ułożenia przyszłych relacji między UE a Wielką Brytanią, spotkała się wśród eurokratów z kpinami i lekceważeniem. Brytyjczycy nie pozostali europejskim politykom dłużni i z londyńskiej prasy wylało się morze złośliwej krytyki na winnych tego dyplomatycznego upokorzenia: przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska i przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude'a Junckera. Niezbyt trzeźwy Juncker parodiował po tym premier May. W takiej atmosferze trudno o zaufanie potrzebne do przełomu. Nadal więc nie wiemy nawet tego, według jakiego modelu będą funkcjonowały relacje UE i Wielkiej Brytanii po brexicie. Czy będziemy mieć do czynienia z brexitem twardym czy miękkim? To zapewne uda się wynegocjować w ostatniej chwili na zbliżającym się unijnym szczycie. A jak nie tam, to na awaryjnym szczycie w listopadzie lub – w ostateczności – w grudniu. Z przecieków wynika, że na początek może zostać przyjęte tymczasowe porozumienie, które będzie obowiązywało, aż obu stronom uda się wynegocjować bardziej szczegółową umowę handlową. A to może oznaczać, że niepewność regulacyjna długo będzie dawała o sobie znać. Szczególnie w kwestii funkcjonowania rynków finansowych.
Derywatowa bomba
Kilka miesięcy temu jeden z czytelników „Parkietu" napisał do mnie maila z pytaniami dotyczącymi tego, jak brexit wpłynie na działalność London Stock Exchange. Odpowiedziałem wówczas, że sprawa ta wciąż nie została uregulowana a sama londyńska giełda wydała komunikat wskazujący, że istnieje bardzo wiele obszarów niepewności. Obecnie mógłbym odpowiedzieć to samo. Do mediów nie przedostały się bowiem żadne znaczące przecieki mówiące o postępach w negocjacjach w kwestii regulacji działalności firm finansowych prowadzących działalność zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w UE. Niewiele wiadomo, choćby jakim nowym regulacjom zostanie poddany wart 41 bln funtów rynek derywatów.
Oficjalnie porozumienie w sprawie derywatów powinno zostać osiągnięte jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Bank Anglii w swoim niedawnym raporcie o stabilności finansowej alarmuje jednak, że w tej sprawie osiągnięto tylko „ograniczony postęp". Jeśli nic się w tej kwestii nie zmieni, brytyjskie izby rozliczeniowe będą musiały zwrócić się do swoich europejskich kontrahentów, by co najmniej na trzy miesiące przed planowaną datą brexitu (29 marca 2019 r.), przeniosły do instytucji rozliczeniowych w UE, derywaty mające być rozliczone po brexicie. Europejskie spółki i banki chętnie korzystają z usług londyńskich instytucji finansowych w kwestiach związanych z derywatami. Brytyjski rząd i Bank Anglii przygotowały więc już odpowiednie akty prawne pozwalające na przyznawanie brytyjskim instytucjom tymczasowych uprawnień umożliwiających prowadzenie interesów tego typu z europejskimi spółkami i bankami. Komisja Europejska zwleka jednak z podjęciem podobnych działań legislacyjnych. Bank Anglii nerwowo zwraca jej uwagę, że może zakończyć się to sporym chaosem uderzającym w dużym stopniu w Europejczyków. Nagła utrata uprawnień do rozliczania tych derywatów przez brytyjskie izby rozliczeniowe będzie przecież oznaczała, że europejskie banki i spółki będą musiały bardzo szybko przenieść te kontrakty do Frankfurtu czy Paryża, do instytucji, które miały jak dotąd mniejszą część tego rynku i nagle zostaną zalane morzem nowych zleceń. Przymusowe przenosiny mogą niespodziewanie wypaść w okresie pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem – a to gotowa recepta na gigantyczny chaos. Przed tym ostrzegają już przedstawiciele branży. „Migracja tysięcy kontraktów do izb rozliczeniowych uznawanych przez UE, nawet gdyby była możliwa, skutkowałaby wyższymi kosztami oraz poważnymi wyzwaniami operacyjnymi. Nikt jak dotąd nie próbował przeprowadzić migracji na taką skalę" – mówi oświadczenie grupy europejskich stowarzyszeń instytucji finansowych.
Komisja Europejska sprawia jednak jak dotąd wrażenie, że jej się nie spieszy, by rozwiązać ten problem. Tak jakby chciała wykorzystać kwestię derywatów oraz interesów londyńskiego City do nacisków na rząd Theresy May w kwestii warunków brexitu.