Brexit, czyli jak inwestorzy są zakładnikami

Komisja Europejska nie była nawet w stanie określić, co czeka ogromny rynek instrumentów pochodnych po tym, jak za kilka miesięcy Brytyjczycy wyjdą z Unii.

Publikacja: 16.10.2018 16:05

Przewodniczący KE Jean-Claude Juncer z brytyjską premier Theresą May.

Przewodniczący KE Jean-Claude Juncer z brytyjską premier Theresą May.

Foto: AFP

Czasu na porozumienie jest naprawdę mało. To przecież unijny szczyt, który odbędzie się 17–18 października (czyli w tym tygodniu), ma przynieść rozstrzygnięcie mówiące, jak będą wyglądały stosunki Unii Europejskiej z Wielką Brytanią po brexicie. Michel Barnier, główny unijny negocjator brexitowej umowy, zapewniał w środę, że to porozumienie uda się osiągnąć. Brytyjski kanclerz skarbu Philip Hammond przekonywał w piątek, że umowa jest już w zasięgu ręki. Inne sygnały nie są jednak optymistyczne. Gdy brytyjska premier Theresa May niedawno przedstawiła unijnym decydentom swój kompromisowy (i ostro krytykowany przez zwolenników brexitu) plan ułożenia przyszłych relacji między UE a Wielką Brytanią, spotkała się wśród eurokratów z kpinami i lekceważeniem. Brytyjczycy nie pozostali europejskim politykom dłużni i z londyńskiej prasy wylało się morze złośliwej krytyki na winnych tego dyplomatycznego upokorzenia: przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska i przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude'a Junckera. Niezbyt trzeźwy Juncker parodiował po tym premier May. W takiej atmosferze trudno o zaufanie potrzebne do przełomu. Nadal więc nie wiemy nawet tego, według jakiego modelu będą funkcjonowały relacje UE i Wielkiej Brytanii po brexicie. Czy będziemy mieć do czynienia z brexitem twardym czy miękkim? To zapewne uda się wynegocjować w ostatniej chwili na zbliżającym się unijnym szczycie. A jak nie tam, to na awaryjnym szczycie w listopadzie lub – w ostateczności – w grudniu. Z przecieków wynika, że na początek może zostać przyjęte tymczasowe porozumienie, które będzie obowiązywało, aż obu stronom uda się wynegocjować bardziej szczegółową umowę handlową. A to może oznaczać, że niepewność regulacyjna długo będzie dawała o sobie znać. Szczególnie w kwestii funkcjonowania rynków finansowych.

Derywatowa bomba

Kilka miesięcy temu jeden z czytelników „Parkietu" napisał do mnie maila z pytaniami dotyczącymi tego, jak brexit wpłynie na działalność London Stock Exchange. Odpowiedziałem wówczas, że sprawa ta wciąż nie została uregulowana a sama londyńska giełda wydała komunikat wskazujący, że istnieje bardzo wiele obszarów niepewności. Obecnie mógłbym odpowiedzieć to samo. Do mediów nie przedostały się bowiem żadne znaczące przecieki mówiące o postępach w negocjacjach w kwestii regulacji działalności firm finansowych prowadzących działalność zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w UE. Niewiele wiadomo, choćby jakim nowym regulacjom zostanie poddany wart 41 bln funtów rynek derywatów.

Oficjalnie porozumienie w sprawie derywatów powinno zostać osiągnięte jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Bank Anglii w swoim niedawnym raporcie o stabilności finansowej alarmuje jednak, że w tej sprawie osiągnięto tylko „ograniczony postęp". Jeśli nic się w tej kwestii nie zmieni, brytyjskie izby rozliczeniowe będą musiały zwrócić się do swoich europejskich kontrahentów, by co najmniej na trzy miesiące przed planowaną datą brexitu (29 marca 2019 r.), przeniosły do instytucji rozliczeniowych w UE, derywaty mające być rozliczone po brexicie. Europejskie spółki i banki chętnie korzystają z usług londyńskich instytucji finansowych w kwestiach związanych z derywatami. Brytyjski rząd i Bank Anglii przygotowały więc już odpowiednie akty prawne pozwalające na przyznawanie brytyjskim instytucjom tymczasowych uprawnień umożliwiających prowadzenie interesów tego typu z europejskimi spółkami i bankami. Komisja Europejska zwleka jednak z podjęciem podobnych działań legislacyjnych. Bank Anglii nerwowo zwraca jej uwagę, że może zakończyć się to sporym chaosem uderzającym w dużym stopniu w Europejczyków. Nagła utrata uprawnień do rozliczania tych derywatów przez brytyjskie izby rozliczeniowe będzie przecież oznaczała, że europejskie banki i spółki będą musiały bardzo szybko przenieść te kontrakty do Frankfurtu czy Paryża, do instytucji, które miały jak dotąd mniejszą część tego rynku i nagle zostaną zalane morzem nowych zleceń. Przymusowe przenosiny mogą niespodziewanie wypaść w okresie pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem – a to gotowa recepta na gigantyczny chaos. Przed tym ostrzegają już przedstawiciele branży. „Migracja tysięcy kontraktów do izb rozliczeniowych uznawanych przez UE, nawet gdyby była możliwa, skutkowałaby wyższymi kosztami oraz poważnymi wyzwaniami operacyjnymi. Nikt jak dotąd nie próbował przeprowadzić migracji na taką skalę" – mówi oświadczenie grupy europejskich stowarzyszeń instytucji finansowych.

GG Parkiet

Komisja Europejska sprawia jednak jak dotąd wrażenie, że jej się nie spieszy, by rozwiązać ten problem. Tak jakby chciała wykorzystać kwestię derywatów oraz interesów londyńskiego City do nacisków na rząd Theresy May w kwestii warunków brexitu.

Daleka od rozwiązania jest również kwestia przyszłych relacji handlowych pomiędzy UE a Wielką Brytanią. – Potrzebny jest przełom w negocjacjach na szczycie w Brukseli 17–18 października. W przeciwnym wypadku Europa zostanie zepchnięta w kryzys związany z chaotycznym brexitem. Twardy brexit oznaczałby problemy dla dziesiątek tysięcy spółek w Europie – stwierdził niedawno Joachim Lang, przewodniczący niemieckiej konfederacji przemysłu BDI. Niemiecki instytut ekonomiczny IW wyliczył zaś, że twardy brexit doprowadziłby do tego, że spółki z Niemiec musiałyby się mierzyć z kosztami wyższych brytyjskich ceł sięgającymi 3 mld euro rocznie. Niemiecki eksport do Wielkiej Brytanii może spaść nawet o 57 proc. Szczególnie silnie dotknięty zostałby niemiecki przemysł motoryzacyjny. Ogółem od bezpośredniego i pośredniego handlu z Wielką Brytanią, zależy według wyliczeń IW około 5 proc. PKB Niemiec. Teoretycznie Berlinowi powinno więc zależeć na tym, by jak najszybciej UE porozumiała się z rządem May w kwestii przyszłej umowy handlowej. Decydenci z Berlina popełnili jednak w ostatnich latach sporo głupstw (np. w kwestii polityki migracyjnej) i nie powinno nas dziwić, jeśli w przypadku brexitu popełnią kolejne - w asyście decydentów z Paryża i Brukseli, chcących przeczołgać Wielką Brytanię za wyłamanie się z jednolitego, europejskiego frontu.

Unijna kontrola

– To słabe pocieszenie, ale chaotyczny brexit przyniesie więcej szkód w Europie niż u nas – mówił w lipcu Mark Carney, prezes Banku Anglii. Słowa te nie straciły nic z aktualności. A rząd Theresy May nie okazał się zdolny, by odpowiednio skutecznie postraszyć Brukselę widmem twardego brexitu. Nigdy nie ukrywał, że zależy mu na porozumieniu kompromisowym, które maksymalnie rozwodniłoby brexit. Stworzona kilka miesięcy temu przez gabinet May kompromisowa propozycja (tzw. plan z Chequers) przewidywała, że jeszcze przez wiele lat po brexicie Wielka Brytania pozostanie w unijnej orbicie regulacyjnej. Wywołała ona gwałtowny sprzeciw wielu prominentntych polityków rządzącej Partii Konserwatywnej i zagroziła pozycji premier May. Szefowa rządu zdołała się jednak obronić przed wewnątrzpartyjną opozycją i zawiozła we wrześniu plan z Chequers na unijny szczyt do Salzburga. Tam Donald Tusk powiedział jej, że ten pełen ustępstw plan jest nie do zaakceptowania. Unia uznała, że może wymusić na Londynie dalej idące ustępstwa.

Czego tak naprawdę chce UE? Z dokumentów Komisji Europejskiej opublikowanych na początku roku przez „Daily Telegraph" i „Financial Times" wynika, że Komisja chce modelu relacji, w którym ma zostać zachowany wolny handel dobrami pomiędzy Wielką Brytanią a UE, ale przepływ usług (a szczególnie usług finansowych) ma zaś być ograniczony. Wszak Wielka Brytania ma nadwyżkę w handlu usługami z resztą UE, a deficyt w handlu dobrami. Unijni urzędnicy chcą również, by Bruksela mogła w trakcie dwuletniego, pobrexitowego okresu przejściowego narzucać Londynowi swoją politykę regulacyjną. Dostęp brytyjskich firm do wspólnego rynku ma być jednostronnie blokowany, jeśli unijni decydenci uznają, że np. Brytyjczycy zbytnio poluzowali regulacje dotyczące prawa pracy czy ochrony środowiska lub nieuczciwie konkurują podatkowo z innymi gospodarkami europejskimi. Wielka Brytania będzie musiała respektować wyroki Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, ale nie będzie mogła pozywać UE do tego sądu za blokowanie jej dostępu do wspólnego rynku. Chodzi więc o maksymalne zniwelowanie skutków brexitu i zachowanie wpływu na decyzje gospodarcze podejmowane przez kraj, który wychodzi z UE.

Czy taki scenariusz zostanie jednak zrealizowany? Być może w Brukseli pojawi się iskierka dobrej woli i uda się zawrzeć kompromis na dużo łagodniejszych warunkach. Być może jednak eurokraci sprowokują usztywnienie brytyjskiego stanowiska, ośmielą do działania zwolenników brexitu i przyspieszą swoimi działaniami upadek rządu May. Doprowadzą w ten sposób do twardego brexitu – a to byłoby największą kompromitacją unijnych instytucji od kryzysu w Grecji.

Warto jednak zauważyć, że kwestia ewentualnego twardego brexitu nie wywołała jak dotąd zbyt gwałtownych reakcji inwestorów. Przez ostatni miesiąc funt zyskał 1,7 proc. wobec euro, mimo negocjacyjnego fiaska z Salzburga. W piątek za 1 funta płacono 1,14 euro. Co prawda od brexitowego referendum funt poważnie osłabł (przed referendum za 1 funta płacono 1,30 euro), ale przez ostatnie 12 miesięcy kurs brytyjskiej waluty był w trendzie bocznym. Słabo radzi sobie londyński indeks FTSE 100. Od początku roku stracił on ponad 8 proc., a od brexitowego referendum zyskał jedynie około 10 proc. Na jego zachowanie składa się jednak wiele czynników poza kwestią brexitu. O panice jak na razie nie ma mowy. Czyżbyśmy mieli więc do czynienia z „angielską flegmą" czy też wiarą w to, że twardego brexitu jednak nie będzie?

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty