Już pierwszy rzut oka na kwartalne wyniki strategii skierowanych do zamożnych klientów, korzystających z usług asset management w bankach, TFI i domach maklerskich pokazuje, że dla nich był to lepszy okres niż np. dla klientów funduszy detalicznych, choć trzeba pamiętać o dużych różnicach między tymi dwoma rodzajami produktów. Kilka strategii opartych głównie na akcjach przyniosło jednak naprawdę solidne zyski. Straty, owszem, zdarzały się, ale większości klientów udało się jednak przed nimi ochronić. Sytuacja komplikuje się, gdy zerkniemy na wyniki od początku roku oraz za ostatnie 12 miesięcy. Tutaj już przeważają straty, nierzadko dwucyfrowe. Trudno jednak spodziewać się czegoś innego po tym, co działo się ostatnio na rynkach. Dlaczego portfele asset management wypadły nieźle? Przede wszystkim sprawdziły się prognozy ich zarządzających. Większość z nich wyrażała pesymizm wobec polskich akcji i zwracała uwagę na wysokie wyceny firm technologicznych za oceanem. Rosły też obawy o spór dotyczący ceł między USA a Chinami. Cóż więcej dodać?
Amerykańskie spółki prezentują właśnie wyniki za III kwartał, jednak nie przebijają one już tak mocno prognoz analityków, jak to było trzy miesiące temu, co wówczas napędzało wzrosty. Nastroje na giełdzie w USA nie są już więc tak dobre, a pierwszy miesiąc ostatniego kwartału już przyniósł ok. 7-proc. spadek S&P500, co oznacza, że indeks wrócił do poziomów z początku roku. Podwyżki stóp procentowych i mocny dolar skutecznie zniechęcają zaś do rynków wschodzących, które borykają się także ze swoimi problemami. – Duże rozkorelowanie parkietów amerykańskich z pozostałymi światowymi giełdami staje się coraz większym zagrożeniem dla globalnej hossy. Z jednej bowiem strony mamy wojnę handlową, która zbiera coraz większe żniwa i spowalniającą gospodarkę w Europie, a z drugiej strony wysoką presję na zyski amerykańskich spółek (przykład rozczarowania wynikami Google'a). I jeżeli inwestorzy zaczną sprzedawać amerykańskie akcje w obawie przed dotarciem spowolnienia również do Stanów Zjednoczonych, ucierpią na tym też pozostałe światowe giełdy – analizuje Szymon Juszczyk, doradca inwestycyjny RDM WM. Jego zdaniem dziś najlepiej unikać ryzyka, również na rynku polskim, zwłaszcza w obliczu zagrożenia czynnikami politycznymi z różnych rejonów świata.
Zgodziłby się z nim Maksymilian Łochowski, dyrektor DZA mBank Asset Management, który zwraca jeszcze uwagę, że wraz z ograniczeniem płynności ze strony wiodących banków centralnych rynek stał się bardziej podatny na negatywne czynniki i stąd korekta z początku października. Część inwestorów uciekła z rynku akcji, bo dostrzegła okazję na amerykańskich obligacjach. Do tego spółki nie wykazują się już tak dynamicznymi wzrostami.
– O szczególnej słabości można mówić w przypadku rynku niemieckiego, jednak tradycyjnie największe implikacje dla światowej koniunktury będzie miała ocena wyników spółek na rynku amerykańskim. Na tym froncie wyniki są względnie dobre, ale pojawiło się też kilka negatywnych zaskoczeń w segmencie technologicznym, które mogą negatywnie rzutować na postrzeganie perspektyw kolejnych kwartałów – przewiduje Łochowski. – Ten rok już jest z pewnością przegrany dla GPW, jednak ostatnie dwa miesiące mogą przynieść nieco osłody – mówi Andrzej Wiczewski, zarządzający portfelami w EFIX Domu Maklerskim. Ale nie z powodu wzrostu popytu, lecz spadającej presji ze strony sprzedających polskie akcje. Rynek pogodził się już z hamującą gospodarką, więc lepsze dane mogą dać powód do odbicia.