Nagły zwrot w polityce amerykańskiego banku centralnego nie przestaje wywoływać rozmaitych komentarzy. I nie przestaje zmuszać do głębszych refleksji. Skoro przez trzy lata Rezerwa Federalna systematycznie podnosiła stopy procentowe, a teraz nagle stwierdziła w oficjalnym komunikacie, że będzie „cierpliwa", a słowo „podwyżki" zostało w ogóle wykasowane, to wszystko to skłania do ponownego zastanowienia się, w jakim punkcie jesteśmy.
Nieuchronnie musimy odwołać się do historii. Na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza z zatrzymaniem podwyżek stóp mieliśmy do tej pory do czynienia czterokrotnie. Ostatnia w danym cyklu podwyżka miała miejsce w: czerwcu 2006, maju 2000, marcu 1997 (ten przypadek pominiemy w dalszych rozważaniach, bo był wyjątkowo specyficzny – Fed wstrzymał podwyżki wkrótce po ich rozpoczęciu) oraz lutym 1995.
„Fedspeak"
Zacznijmy od najświeższego przypadku, który jeszcze tkwi w pamięci wielu inwestorów. W połowie 2006 r. świeżo upieczony szef Fedu Ben Bernanke po przeprowadzeniu jeszcze kilku podwyżek stóp w ramach kontynuacji posunięć Alana Greenspana, przestał zacieśniać politykę monetarną (ciekawostka – była to... 17. podwyżka).
Prześledzenie wiadomości prasowych z tamtego okresu pokazuje, że także wtedy sygnałem zmiany nastawienia była wyraźna zmiana „Fedspeak" (tak określa się swoisty żargon, jakim posługują się władze monetarne). Wykreślono wcześniejsze stwierdzenie, że „dalsze zaostrzenie polityki może być potrzebne", zastępując je określeniem, że „zakres i termin ewentualnego dalszego zaostrzenia (...) będą zależały od napływających informacji". Być może tamta zmiana retoryki była stosunkowo subtelna w stosunku do ostatniego zwrotu, ale obserwatorzy szybko zauważyli, że Fed dostrzega oznaki schłodzenia gospodarki. Wtedy w żargonie bankierów centralnych wzrost gospodarczy stał się „bardziej umiarkowany" w miejsce „dość mocnego", teraz mówią o „solidnym" wzroście w miejsce „silnego". Analogie są oczywiste.
Jeszcze kolejną narzucającą się analogią jest fakt, że tak jak wtedy Bernanke, tak teraz Jerome Powell niejako odziedziczył całą serię podwyżek po swoim poprzedniku, przez chwilę kontynuował jeszcze te posunięcia, by w pewnym momencie niejako przestraszyć się dalszego zaostrzania polityki (drobna różnica jest taka, że wtedy, w 2006 r., nie było prezydenta Trumpa, regularnie atakującego szefa Fedu na Twitterze...).