Indeks S&P 500 a odwrócenie krzywej rentowności obligacji w USA
Znacznie szybsze niż wcześniej zakładaliśmy odwrócenie krzywej rentowności na amerykańskim rynku obligacji skarbowych zmusza wręcz do pochylenia się nad tą kwestią. Co prawda pojawiła się już trudna do zliczenia ilość komentarzy i analiz na ten temat, ale wiele z nich próbuje np. odpowiadać na pytanie o moment nadejścia recesji w USA, a tymczasem sama w sobie nie jest to wystarczająco użyteczna metoda z punktu widzenie inwestora. Oficjalne daty recesji to jedno, a zachowanie rynku akcji to inna sprawa.
Do zbadania praktycznego znaczenia sygnałów odwrócenia krzywej przyjęliśmy chyba najprostsze i najbardziej wymowne podejście – nanieśliśmy te sygnały na wykres S&P 500, za okres od końcówki lat 60. (za taki okres dysponujemy danymi nt. spreadów).
Prześledzenie rozwoju wydarzeń na Wall Street po odwróceniu krzywej pozwala odpowiedzieć na pytanie, dlaczego cała sprawa wywołuje spore emocje, dyskusje i często sprzeczne argumenty. W całym tym zasobie historycznych scenariuszy znajdziemy, szczególnie na krótką metę, „dla każdego coś dobrego". Jest tu spora porcja dla niedźwiedzi. Przypadki z lat 1969, 1973, 1980 i 2000 są jednoznacznie pesymistyczne – odwrócenie krzywej miało miejsce w okolicach szczytu hossy lub już nawet po rozpoczęciu bessy. Ale i byczo nastawieni komentatorzy też znajdą coś dla siebie – przypadki z lat 1978, 1989, 1998 i 2006 nie wiązały się z natychmiastowym rozwojem bessy. Wręcz przeciwnie, przez pewien czas – nawet wiele miesięcy – kontynuowana była wspinaczka S&P 500 na nowe szczyty. Co więcej, błędne byłoby przypuszczenie, że ta kontynuacja hossy oznaczała niewielką zwyżkę. W niektórych przypadkach (patrz – tabela) S&P 500 w samej końcówce cyklu koniunkturalnego zdołał wypracować wręcz imponujące stopy zwrotu (1978–1980, 1998–2000).
Podliczenie tych wszystkich przypadków daje dość frustrujący rezultat – liczba pozytywnych w tym rozumieniu epizodów jest... dokładnie równa liczbie negatywnych. Próba stwierdzenia na tej podstawie, czy mamy klarowny sygnał do natychmiastowej ewakuacji z rynku akcji przypomina zatem przysłowiowy rzut kostką. Racji nie muszą mieć więc ani optymiści zakładający, że do końca hossy pozostało sporo czasu (i pieniędzy), ani też pesymiści utrzymujący, że trwa już bessa (a tych jak się wydaje przybywa). Bazując na historii, można powiedzieć tylko tyle, że albo bessa już trwa, albo rozpocznie się najpóźniej za... prawie dwa lata – to kiepskiej jakości diagnoza z punktu widzenia czystego timingu. Ale czy to oznacza, że całą koncepcję odwrócenia krzywej można po prostu wyrzucić do przysłowiowego kosza? Czy naprawdę nie kryje ona w sobie bardziej jednoznacznego przesłania, poza tym że bessa powinna się rozpocząć najpóźniej za dwa lata?