Pomimo odbicia WIG20 w piątek o 3 proc. sierpień przyniósł spadek tego indeksu o 6,5 proc. To jeden z najsłabszych wyników na świecie. Licząc do czwartkowego zamknięcia, był to najgorszy miesiąc dla polskich blue chips od sześciu lat.
WIG20 wypadł gorzej niż S&P 500 i DAX, które straciły odpowiednio 1,6 proc. i 1,9 proc., oraz gorzej od FTSE 100, targanego obawami o twardy brexit, który spadł o 5,1 proc. Stracił tyle, co reprezentujący rynki wschodzące MSCI Emerging Markets.
WIG20 dodatkowo doskwiera jego struktura. Od lat duży udział mają w nim spółki z mało perspektywicznych branż, takich jak energetyka i górnictwo, które ostatnio są pod dużą presją. Dominujący w indeksie sektor finansowy, reprezentowany głównie przez zyskujące wcześniej banki, wpadł w bessę. Stało się tak pomimo dobrych wyników kredytodawców, a powodem przeceny są obawy przed dużymi kosztami przegranych procesów sądowych z frankowiczami. Słabo wypadła silnie reprezentowana w indeksie branża paliwowa. W WIG20 wzrostowymi spółkami ostatnio są tylko CD Projekt i Dino, brakuje w portfelu polskich odpowiedników takich technologicznych spółek, jak Amazon, Apple, Google czy Facebook, które były głównym motorem trwającej od dekady hossy w USA. Do tego aż 67 proc. wagi w WIG20 mają spółki kontrolowane przez Skarb Państwa, które w długim terminie zwykle wypadają gorzej niż firmy prywatne.
Na razie na poprawę struktury WIG20 nie ma co liczyć. Czy inwestorzy po powrocie z wakacji mogą liczyć na odbicie? Paweł Małmyga, analityk DM PKO BP, przytacza statystyki potwierdzające, że zasada „Sell in May and go away" sprawdza się na GPW bardzo dobrze. – Jeśli mielibyśmy trzymać się historycznych analogii, wychodzi na to, że we wrześniu należałoby szukać lokalnego dołka. Dodając do tego bardzo słabe nastawienie do akcji i słabą sierpniową stopę zwrotu, otrzymujemy całkiem prawdopodobny scenariusz zakładający pojawienie się wzrostowego odbicia lub chociaż powstrzymania spadków – analizuje Małmyga.