Tak silna przecena oznacza, że wcześniej pękło ważne wsparcie przy 1650 pkt, wyznaczone przez formację podwójnego dna z 2016 r. Indeks przebił się przez tę barierę bez żadnego problemu, co pokazuje, jak duża jest siła podaży. Warto jednak zwrócić uwagę, że poniedziałkowe minimum wypadło zaledwie 5 pkt poniżej dna bessy z lutego 2009 r. (1253 pkt). Fakt, że końcowa faza sesji przyniosła silne odbicie, rysując długi dolny cień dziennej świecy, jest w obecnej sytuacji bardzo wymowne. Dołek tamtej bessy traktowany jest bowiem jako silne, długoterminowe wsparcie. Skoro w poniedziałek skutecznie spełniło swoje zadanie, to na najbliższe dni okolica 1250 pkt powinna być traktowana jako swoista, techniczna deska ratunku. Jeśli uda się chociaż ustabilizować wahania na tych pułapach, będzie to dobry grunt pod ewentualne odbicie. Jeśli jednak dołek zostanie pogłębiony, to z punktu widzenia analizy technicznej kolejne silne wsparcia znajdują się dopiero w strefie 1000–1050 pkt. To są poziomy dołków bessy z przełomu stuleci, gdy rynek akcji spadał po pęknięciu bańki na rynku dotcomów.
Poniedziałkowe, popołudniowe odreagowanie nie byłoby możliwe, gdyby nie Wall Street. Wprawdzie dzień za oceanem zaczął się fatalnie – po otwarciu sesji indeksy traciły odpowiednio: Dow Jones 9,7 proc., Nasdaq Composite 6,1 proc. i S&P 500 8,1 proc., więc zdecydowano się zawiesić notowania. Po kwadransie przywrócono handel i skala przeceny pogłębiła się w każdym przypadku do ponad 10 proc. Po godz. 16 indeksy były już 3–3,5 pkt proc. wyżej, co wystarczyło, by zaktywizować popyt także na rynkach wschodzących, w tym polskim. Można odnieść wrażenie, że Wall Street dostało w niedzielę taki pakiet monetarnego wsparcia, że w końcu musiało to zadziałać. Pytanie, na jak długo wystarczy? S&P 500 traci od lutowego szczytu hossy 25 proc. Próg bessy, wypadający w okolicy 2714 pkt, stanowi teraz opór techniczny, wzmocniony lokalnym dołkiem z czerwca 2019 r. Od dołu wsparciem jest natomiast minimum z przełomu 2018–2019, czyli pułap 2346 pkt. Tak, jak WIG20 będzie walczył o 1250 pkt, tak S&P 500 powinien pilnować właśnie 2346 pkt. Nie tylko te dwa indeksy mają o co walczyć. W poniedziałek niezłą batalię przeprowadził też DAX. Wczesnym popołudniem spadał o 10 proc., do 8291 pkt, co oznaczało, że od szczytu hossy spadł już o 40 proc. W ciągu ostatnich dwóch tygodni indeks sforsował linię długoterminowego trendu wzrostowego i przebił istotne wsparcie 10 279 pkt, a więc minimum z przełomu 2018–2019. Tym samym zaczął realizować scenariusz wyjścia dołem z układu podwójnego szczytu (przy 13 600 pkt). Jego szerokość to 3516 pkt, co oznacza, że potencjał spadkowy sięga poziomu 6763 pkt. Po drodze wsparciem jest 8700 pkt (zatrzymywało fale sprzedaży zarówno w 2014, jak i 2016 r.), do którego w poniedziałek po południu udało się wrócić. Walka trwa. PZ