W niniejszym artykule postaramy się spojrzeć na wycenę i stopy zwrotu z amerykańskiego S&P 500 przez pryzmat dywidend. Owszem, można powiedzieć, że na przestrzeni lat znaczenie dywidend na Wall Street maleje na korzyść skupów akcji w celu umorzenia (buybacks), ale nie oznacza to, że rozważania oparte na wypłatach z zysku należy wyrzucić do kosza. Skupy akcji prowadzą do zmniejszenia liczby akcji, co z kolei wpływa na tzw. mnożnik przy obliczaniu indeksu. Mniejsza liczba akcji to nie tylko automatycznie większy zysk na akcję (EPS), ale też wyższa dywidenda na akcję (DPS).
Na jednym z wykresów pokazujemy, że historycznie dywidendy systematycznie rosną, nawet jeśli po drodze zdarzają się cięcia w okresach kryzysowych (największą redukcję w czasach współczesnych przyniósł kryzys finansowy 2008/2009). Takie cięcie zdarzyło się przykładowo w II kwartale br., kiedy kwartalna suma wypłat z zysku była o 6 proc. mniejsza niż kwartał wcześniej. Dywidendy mogą być pod presją również w trwającym kwartale. Niemniej faktem jest, że na dłuższą metę, w horyzoncie wieloletnim, DPS dla amerykańskiego indeksu rośnie – średnio o prawie 6 proc. w skali roku, począwszy od 1988 roku (od kiedy to oficjalne dane udostępnia firma indeksowa S&P Dow Jones Indices).
Innymi słowy, inwestor – kupując odpowiednio zdywersyfikowany koszyk amerykańskich walorów – może liczyć, że w długim terminie będzie inkasował coraz to większe dywidendy. Warto zauważyć, że jest to podstawowa różnica (i zaleta) względem klasycznych instrumentów dłużnych (obligacji), w przypadku których odsetki są na stałym poziomie.
Oczywiście nie oznacza to wszakże, że stopa zwrotu z inwestycji na Wall Street jest na gwarantowanym poziomie owych 6 proc. Rzeczywisty zysk zależy od jeszcze jednego elementu – od wahań stopy dywidendy (ang. dividend yield), czyli tego, jak dużo lub mało rynek każe sobie płacić za przyszły strumień dywidend.