„Irrational Exuberance" – co można przetłumaczyć jako „nieracjonalny entuzjazm" (względnie „zbytek" lub „przerost") – to słynne słowa, których w latach 90. ówczesny szef Rezerwy Federalnej Alan Greenspan użył, ostrzegając, że w którymś momencie poziom cen akcji może stać się niebezpiecznie wysoki, tak jak to było w Japonii pod koniec lat 80. Owe określenie coraz częściej pojawia się również w kontekście obecnych wydarzeń jako synonim bańki spekulacyjnej.
Jednak sam fakt, że od kiedy Greenspan po raz pierwszy użył tych słów – w grudniu 1996 r. – do końca pamiętnej bańki internetowej (wiosna 2000 r.) minęły ponad trzy lata, świadczy o tym, jak problematyczne jest precyzyjne stwierdzenie, kiedy naprawdę mamy do czynienia z bańką w bardzo zaawansowanym stadium.
Co ciekawe, perfekcyjnie w punkt kulminacyjny manii spekulacyjnej w 2000 r. wstrzelił się natomiast przyszły noblista prof. Robert Shiller, publikując książkę zatytułowaną właśnie „Irrational Exuberance". Wśród koronnych dowodów na istnienie bańki wymieniał on oderwanie się cen akcji od zysków spółek czy też dywidend.
Czytać z historii
W tym miejscu mamy pierwszy ważny trop, jeśli chodzi o poszukiwanie oznak „nieracjonalnego entuzjazmu" w obecnej sytuacji – musimy się odwołać do wycen akcji. I trzeba przyznać, że w tej sferze nie brakuje niepokojących sygnałów. Na pierwszym wykresie pokazujemy, że indeks S&P 500 mocno oderwał się od prognozowanych zysków spółek, które w odróżnieniu od cen akcji dopiero zaczynają odbijać się od dołka. Miarą owego odchylenia jest wskaźnik P/E (cena/zysk), który zawędrował do poziomów niewidzianych właśnie od czasu bańki internetowej. Ale też nie jest jeszcze tak wysoko jak w szczycie „dotcom bubble" (przeszło 25 wobec ponad 22 obecnie – wg danych Refinitiv).