Coraz więcej chętnych na akcje małych i średnich spółek

W styczniu rynki jakby zapomniały o problemach, które dołowały je w ostatnich miesiącach poprzedniego roku. Może to być wskazówka, że obawy o kondycję gospodarek były na wyrost.

Publikacja: 07.02.2019 12:00

Foto: GG Parkiet

Spełniły się nadzieje zarządzających odnośnie do stycznia. Po fatalnym grudniu w pierwszym miesiącu nowego roku jeszcze mocniej postawili oni na akcje. W efekcie każdy z sześciu portfeli funduszy, które co miesiąc przedstawiamy na łamach „Parkietu", przyniósł niezłe zyski. Niewiele się co prawda zmieniło w ogólnej klasyfikacji – przypomnijmy, że obecna edycja portfeli funduszy rozpoczęła się w kwietniu zeszłego roku – i na pierwszym miejscu utrzymała się Izabela Sajdak, zarządzająca w BPS TFI. W styczniu pomnożyła swój kapitał o blisko 2,6 proc., co oznacza, że po dziesięciu miesiącach zmagań pojawił się przy jej nazwisku zysk, który sięga 1,8 proc.

Podobnie swoje miejsce z zeszłego miesiąca zachował Artur Włoch, członek zarządu Opery TFI, który pozostaje drugi. Jego wynik w styczniu to 1,9 proc., a od kwietnia zarobił 1,1 proc. Na ostatnim miejscu podium również nie doszło do zmiany w porównaniu ze styczniem i nadal zajmuje je Piotr Rojda, młodszy zarządzający w Caspar AM. Rojda z nawiązką odrobił straty z poprzednich miesięcy, a wynik jego portfela od początku tej edycji wynosi 0,9 proc.

Najwyższym zyskiem w styczniu mógł się jednak cieszyć Grzegorz Zatryb, główny strateg Skarbca TFI – zarobił w miesiąc aż 7,4 proc. – Mój portfel w styczniu przyniósł satysfakcjonującą stopę zwrotu, do której najbardziej przyczyniły się spółki technologiczne, także te mniejsze i konsumenckie (czytaj amerykańskie) – tłumaczy Zatryb. Mimo świetnego stycznia ekspertowi Skarbca TFI nie udało się jeszcze odrobić wszystkich jesiennych strat i w ogólnej klasyfikacji zajmuje miejsce czwarte. Na przedostatnim miejscu jest Piotr Szulec z Peako TFI (4,7 proc. w styczniu), a szósty Tomasz Miłkoś z Rockbridge, które przejęło udział w portfelu funduszy po Altusie. Dla Rockbridge styczeń także był udany, ponieważ kapitał udało się pomnożyć o 1,73 proc.

Na luty trzech zarządzających nie dokonało żadnych zmian w składzie swoich portfeli, choć – czego nie ukrywa najlepszy zarządzający stycznia – aż się prosi, by zwiększyć udział akcji. Co ciekawe, zarządzający zaczynają przypominać sobie o małych i średnich spółkach. Najdalej poszedł Artur Włoch, który zamienił strategię uniwersalną polskich akcji na fundusz „misiów". – Sądzimy, że spowolnienie gospodarcze w kraju jest już w cenach akcji i liczymy na dalszą zwyżkę kursów spółek z sWIG80 – przekonuje Włoch.

Szansę na to, że notowania małych i średnich firm będą wypadać lepiej niż dużych, widzi również Izabela Sajdak. Ona też przeniosła część środków w kierunku średnich firm. Sajdak wspomina jeszcze o tym, że w najbliższych tygodniach spodziewa się korekty na polskich obligacjach skarbowych, które zaczęły ten rok w porównaniu z poprzednimi latami wyjątkowo mocno. Na zwiększenie udziału akcji do 80 proc. portfela zdecydował się również Piotr Szulec.

Po bardzo dobrym styczniu zainteresowanie akcjami tylko rośnie

Styczeń zaskakująco dobry dla rynków akcji

Inwestorzy oczekujący rajdu św. Mikołaja mocno się rozczarowali, natomiast efekt stycznia swoją skalą zaskoczył chyba nawet największych optymistów. Nastroje na giełdach wyraźnie się poprawiły, i to pomimo słabych danych ze światowej gospodarki. Najdłuższy w historii USA shutdown i brak rozstrzygnięcia kwestii brexitu przeszły właściwie bez echa, a przecież to jedno z trzech głównych zagrożeń. Pozostałe to napięcia w obszarze handlu międzynarodowego i coraz większe zadłużenie firm, na co zwracał uwagę przewodniczący Fedu tuż po ogłoszeniu decyzji w sprawie stóp procentowych. Z jednej strony mamy więc słabe dane makro i wskaźniki wyprzedzające sugerujące ostrożność, a z drugiej wyraźne zwyżki na większości giełd. Pytanie, czy to chwilowe zjawisko, czy może tak właśnie będzie wyglądał cały rok 2019, w którym na dłużej zagości reżim wysokiej zmienności. Póki co pozostajemy ostrożni i nie dokonujemy zmian w portfelu. PAAN

Najwyższy czas na korektę cen obligacji skarbowych

Styczeń okazał się bardzo łaskawy dla inwestorów. Jak zwykle motorem zwyżek były akcje z WIG20, ale to, co wydaje się obiecujące na nadchodzące miesiące, to fakt, że tym razem mWIG40 i sWIG80 nie odstawały od największych spółek. Może to oznaczać początek odwracania się niekorzystnych tendencji na „misiach". Na luty proponujemy lekkie przesunięcie środków z BPS Akcji do BPS Momentum Akcji, który jest bardziej skoncentrowany na mWIG40.

Polskie obligacje skarbowe zachowują się bardzo dobrze od października zeszłego roku, jednak możliwości dalszych spadków rentowności są ograniczone. Gołębie stanowiska EBC i Fedu, będące reakcją na spowolnienie wzrostu gospodarczego na świecie, wydają się już być w cenach. Dochodowość obligacji ze środka i długiego końca krzywej pozostaje niska, więc oczekujemy korekty w najbliższych tygodniach. Dlatego stawiamy na BPS Oszczędnościowy, który ma ograniczone ryzyko stopy procentowej i kredytowe. PAAN

Niższa zmienność powinna zachęcać do akcji

Zmienność mierzona indeksem VIX spadła do poziomu około 16,5 w porównaniu z ponad 25 na początku tego roku i 36 w Wigilię 2018 r. Zmienność jest ujemnie skorelowana z płynnością, przy czym nie jest to zależność liniowa – np. wzrost VIX z 20 na 25 bardziej redukuje płynność niż wzrost VIX z 15 na 20. Wysokie poziomy zmienności implikują wyprzedaż akcji przez strategie systematyczne (nazywane często algorytmami) ze względu na ich aktualną ekspozycję na gammę, co w środowisku niskiej płynności tworzy często znaczące ruchy cenowe. Takie przereagowanie wpływa z kolei na emocje zarządzających w tradycyjny sposób, implikując kolejne wyprzedaże. Aktualne poziomy zmienności teoretycznie powinny generować napływy kapitału na rynek akcji, pod warunkiem że nie doświadczymy dużego negatywnego szoku, np. zerwania negocjacji na linii Stany Zjednoczone–Chiny.

Nastroje wokół małych spółek poprawiają się

Zastępujemy Novo Akcji jednostkami Novo Małych i Średnich Spółek. Dodatkowo nieco przeważamy fundusze dłużne – Novo Obligacji Przedsiębiorstw i Novo Konserwatywny Oszczędnościowy. Choć spodziewaliśmy się większej zmienności w styczniu, to cieszy nas bardzo dobre nastawienie inwestorów do rynków wschodzących. Daje ono nadzieję na poprawę wycen aktywów po okresie relatywnej słabości w stosunku do rynków bazowych. Dobry nastrój powrócił także na sWIG80. Średnie, a zwłaszcza małe, spółki jeszcze do niedawna znajdowały się w niełasce inwestorów. Obecnie nastawienie wobec mniejszych podmiotów uległo poprawie, co sprawia, że dyskonto w ich wycenach względem większych firm będzie maleć. Jednocześnie mało klarowna sytuacja polityczna w otoczeniu rynkowym (głównie impas w negocjacjach handlowych między USA a Chinami) skłania nas do pozostawienia 60 proc. aktywów w funduszach dłużnych, przynajmniej przez najbliższy miesiąc.

Warto jeszcze dobrać polskie akcje do portfela

Potwierdziła się nasza teza z poprzedniego miesiąca o tym, że zarówno banki centralne, jak i władze poszczególnych głównych gospodarek na świecie będą się starały na bieżąco korygować prowadzoną przez siebie politykę monetarną czy fiskalną. Do takich właśnie działań należy zaliczyć decyzję amerykańskiego Fedu o wstrzymaniu się (przynajmniej na jakiś czas) z kolejnymi podwyżkami stóp procentowych lub nawet możliwym zakończeniu podwyżek w obecnym cyklu czy też np. zapowiedź obniżenia w Chinach podatków w celu zwiększenia dochodów rozporządzalnych tamtejszych gospodarstw domowych, a tym samym dotychczasowej skali popytu wewnętrznego. Wszystko to oczywiście przy braku większej presji inflacji, o czym świadczą odczyty kolejnych wskaźników. W efekcie styczeń przyniósł zdecydowaną poprawę nastrojów i pokaźny wzrost na wybranych rynkach akcji. Korzystając z odnotowanej poprawy i upatrując szansy na kontynuację styczniowego ruchu w górę, po raz kolejny realokuję część portfela z rynków azjatyckich, jednocześnie zwiększając zdecydowanie udział polskich akcji.

Aż się prosi o zwiększenie ekspozycji na akcje

Po IV kwartale 2018 r. rynkom należał się taki styczeń. Tak jak oczekiwałem, gdy rynek opuścili nerwowi inwestorzy, a pasywne (algorytmiczne) fundusze podążające za trendem sprzedały to, co nakazywał indeks (algorytm), na placu boju pozostali ci, którym medialny dym nie zaciemnił obrazu. Oczywiście otoczenie makro nie jest tak mocne, jak się wydawało pół roku temu, i tu niedźwiedzie miały poniekąd rację. Nie zmienia to jednak mojej opinii, że jeszcze długa droga do recesji, zwłaszcza w USA. Największą zmianą jest moim zdaniem rejterada banków centralnych z „jastrzębich" pozycji, ale to akurat wspiera rynki ryzykownych aktywów. W szczególności gdy mówimy o Fedzie, oznacza to mniejszą presję na aprecjację dolara i lepszy klimat wokół rynków wschodzących. Mój portfel w styczniu przyniósł satysfakcjonującą stopę zwrotu. Część dłużna, prawie 40 proc. portfela, która ratowała go w poprzednich miesiącach, tym razem była wielkim hamulcowym. Tak to jednak jest z dywersyfikacją. Aż się prosi o zwiększenie ekspozycji na akcje, ale tak to już jest z kontrolą ryzyka. Portfel pozostaje więc bez zmian.

Pytania do... Grzegorza Zatryba, głównego stratega rynkowego Skarbca TFI

Czy optymizm, jaki opanował rynki, nie jest na wyrost, podobnie jak jesienny pesymizm? Czy to nie tworzy ryzyka nagłej zmiany rynkowych trendów?

Jest zasadnicza różnica między pesymizmem z IV kwartału a obecnym – zaznaczam – umiarkowanym optymizmem. Za wyprzedażą z zeszłego roku stały przede wszystkim lęki inwestorów, niektóre zresztą całkowicie zasadne. Obecny optymizm nazwałbym raczej realizmem, powiedzmy, pogodnym. Lista rynkowych strachów jest długa, począwszy od uzasadnionych obaw o skutki wojny handlowej, na zupełnie nieracjonalnym przeświadczeniu, że Fed zamierza zepchnąć amerykańską gospodarkę w otchłań recesji, realizując plan podwyżek niezależnie od stanu gospodarki, skończywszy. Na przełomie roku strachy te były neutralizowane przez różne wydarzenia. W 2019 r. rynki weszły uspokojone, co dało im możliwość racjonalnej oceny rzeczywistości. Zapaliło się światło i się okazało, że potwór w sypialni to tylko ubranie rzucone na krzesło. Wyprzedaże napędzane paniką mają to do siebie, że aktywa przechodzą ze „słabych rąk" w „mocne ręce". Od kilku lat wszystko to jest wzmacniane jeszcze przez rosnący udział aktywów zarządzanych pasywnie i algorytmicznie. Teraz, podczas zwyżek, z tego samego źródła pojawi się popyt. Wrócą też inwestorzy, którzy wyszli w grudniu, a teraz widzą, że rynek im ucieka.

Nad rynkami wciąż wiszą takie ryzyka jak spór USA–Chiny, brexit, włoski budżet. Czy dostrzega pan jeszcze jakieś?

Wpływ polityki na rynki miał dominujące znaczenie w 2018 r. i nie ma powodu, żeby uważać, że w tym roku on zniknie. Jednak wpływ ten będzie o tyle mniejszy, o ile rynki te czynniki niepewności uwzględniły w cenach. Wydaje mi się, że uwzględniły już dużo. Oczywiście odejście Amerykanów i Chińczyków od stołu rozmów będzie poważnym ciosem. Brexit w wersji „no deal" też raczej nie poprawi nastrojów. Ale co będzie, jeśli ponowne referendum odwoła brexit, a Donald Trump ogłosi, że Chiny są jego najnowszym najlepszym przyjacielem? Te scenariusze będą większym zaskoczeniem niż te negatywne. Ryzyk jest wiele, ale tak jak mówiłem wcześniej, ważne jest, na ile zostały już wycenione. Właśnie dlatego tak niebezpieczne są talebowskie „czarne łabędzie" – nie ma ich w cenach. Z rzeczy, które da się przewidzieć, do wyżej wymienionych dodałbym jeszcze kondycję gospodarki strefy euro, choć moim zdaniem nie powinna już ona zaskakiwać.

A jak to jest z gospodarką w USA? Dlaczego są takie różnice w prognozach dotyczących pojawienia się w niej recesji?

Rzeczywiście oceny perspektyw amerykańskiej gospodarki są bardzo zróżnicowane. Chciałbym jednak, abyśmy odróżnili prognozy od przepowiedni. Te pierwsze, oparte na modelach ekonometrycznych i doświadczeniu ekspertów, każą oczekiwać recesji nie wcześniej niż w 2020 r., i to raczej w II połowie. Przepowiednie i wieszczby natomiast bazują z reguły albo na jakimś jednym wskaźniku, albo na zakwestionowaniu oficjalnych danych. Niezwykle chwytliwym predyktorem recesji stało się nachylenie krzywej dochodowości. Zejście różnicy w rentowności 10- i 2-letniej obligacji USA ma oznaczać koniec wzrostu. Wielu wyznawców tej teorii zapomina nawet, że historycznie od odwrócenia krzywej do początku recesji upływało około 20 miesięcy. Praktycznie nikt z nich natomiast nie bierze pod uwagę, że po latach luzowania ilościowego rentowność obligacji dziesięcioletniej to zupełnie coś innego niż w 2007 r. Premia terminowa, czyli wynagrodzenie za ryzyko inwestowania w dłuższe papiery, zniknęła. Gdyby nie było QE, to według moich szacunków rentowność dziesięcioletniej obligacji byłaby o punkt procentowy wyżej. A to znacząco odsuwa nas od momentu inwersji krzywej i recesji. Moim zdaniem nie zobaczymy jej w USA także w 2020 r.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty