Temat podwyżek stóp nie jest zamknięty

Publikacja: 21.03.2019 05:00

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym programie #PROSTOzPARKIETU był prof. Eugeniusz Gatnar, czł

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym programie #PROSTOzPARKIETU był prof. Eugeniusz Gatnar, członek Rady Polityki Pieniężnej.

Foto: GG Parkiet

W świetle prognoz Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP czekają nas kolejne lata bardzo korzystnej sytuacji gospodarczej, a może nawet „cudu gospodarczego". Gospodarka będzie rosła szybko, a inflacja pozostanie w ryzach. To pańskim zdaniem realistyczny scenariusz?

Mój scenariusz jest jeszcze bardziej optymistyczny. Mamy pewne symptomy spowolnienia w otoczeniu Polski i to się może przełożyć na naszą gospodarkę. Stąd ścieżka PKB w marcowych prognozach Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP byłaby niższa od listopadowej, gdyby nie impuls fiskalny. Ale według mnie te prognozy są ostrożne, częściowo dlatego, że wszystkich skutków tego impulsu nie dało się w nich ująć. Moim zdaniem wzrost PKB może być szybszy, bo pakiet fiskalny będzie podtrzymywał szybki wzrost konsumpcji, przeciwdziałając w ten sposób ewentualnym konsekwencjom spowolnienia w otoczeniu polskiej gospodarki.

Wedle DAE NBP w tym roku PKB Polski powiększy się prawdopodobnie o 4 proc., po 5,1 proc. w ub.r. Pan wierzy w utrzymanie ubiegłorocznego tempa rozwoju?

Ja zakładam, że wzrost będzie w przedziale między 4 a 4,5 proc. Dla porównania, w budżecie założono wzrost PKB o 3,8 proc.

Jak pakiet fiskalny, o którym mówimy – czyli tzw. piątka PiS – wpłynie na inflację? Wedle marcowych prognoz DAE NBP w tym roku ona będzie mniej więcej na ubiegłorocznym poziomie, w okolicy 1,7 proc., a w kolejnych lata znajdzie się w okolicy celu NBP, tzn. 2,5 proc. Szybki wzrost konsumpcji nie będzie napędzał wzrostu cen?

Moim zdaniem ścieżka inflacji będzie wyższa niż w prognozach DAE NBP. Będziemy mieli do czynienia z dwoma przeciwstawnymi czynnikami. Z jednej strony wciąż będą działały siły dezinflacyjne, takie jak zamrożenie cen energii czy rozwój handlu w internecie, a z drugiej proinflacyjny pakiet fiskalny. Moim zdaniem przewidywania, że jakaś znacząca część tych nowych transferów zasili oszczędności, się nie zmaterializują. To oznacza, że te bodźce podtrzymają konsumpcję i przyczynią się do przyspieszenia inflacji. Na to nałoży się jeszcze sytuacja na rynku pracy. Moje własne prognozy sugerują, że w III i IV kwartale możemy zbliżać się do celu inflacyjnego.

Czy pakiet fiskalny w takim kształcie jest nam potrzebny? Prawdopodobnie i bez niego wzrost polskiej gospodarki pozostałby relatywnie wysoki, w okolicy 3,5 proc. Teraz będzie wprawdzie jeszcze szybszy, ale – jak ocenia wielu ekonomistów – niezdrowy, bo napędzany konsumpcją.

Można mieć takie wątpliwości, ale przecież wszędzie na świecie wzrost PKB jest ciągnięty przez konsumpcję. Taka jest po prostu struktura współczesnych gospodarek.

Jakie są implikacje tego scenariusza, który pan kreśli, dla polityki pieniężnej?

Moim zdaniem impuls fiskalny zamyka dyskusje na temat obniżania stóp procentowych lub wykorzystywania niestandardowych instrumentów polityki pieniężnej. Być może, biorąc pod uwagę policy mix (tzn. ekspansywność polityki pieniężnej i fiskalnej łącznie – red.), pakiet ten będzie nas mobilizował do tego, aby pod koniec tego roku pomyśleć o lekkim zacieśnieniu polityki pieniężnej.

Rozumiem, że warunkiem rozpoczęcia takiej dyskusji byłby wzrost inflacji w okolice celu NBP już w tym roku. Gdyby jednak materializowały się prognozy DAE NBP, to taka dyskusja będzie niepotrzebna?

Dokładnie tak. Zbliżanie się do celu inflacyjnego w sytuacji, gdy przewidywana ścieżka inflacji jest wznosząca, to sygnał, że powinniśmy pomyśleć o lekkiej podwyżce stóp procentowych.

To chyba nie jest w RPP dominujący punkt widzenia. Przewodniczący Adam Glapiński podtrzymuje ocenę, że najbardziej prawdopodobny scenariusz to stabilizacja stóp procentowych co najmniej do 2022 r.

To jest odległy horyzont. Nie podzielam tego poglądu. Biorąc pod uwagę obecną sytuację w polskiej gospodarce, stabilizacja stóp rzeczywiście jest najlepszym rozwiązaniem. Ale widzę symptomy, które pozwalają sądzić, że w II połowie roku będzie trzeba rozmawiać o zacieśnieniu polityki pieniężnej. Pod warunkiem że inflacja zbliży się do celu i będzie na ścieżce wzrostowej.

W RPP jest jeden zwolennik obniżania stóp w każdych okolicznościach i jeden zwolennik podwyższania stóp już dzisiaj. Czy stanowisko pozostałych sześciu członków Rady jest bliższe pańskim przekonaniom czy raczej poglądom prezesa Glapińskiego?

Mogę powiedzieć jedynie, że nie jestem osamotniony. Jest kilka osób, które podzielają mój punkt widzenia i w podobny sposób patrzą na gospodarkę. Proszę pamiętać, że oprócz pakietu fiskalnego do wzrostu inflacji może przyczyniać się sytuacja na rynku pracy. Żądania płacowe płynące ze sfery budżetowej w roku wyborczym mogą stanowić impuls inflacyjny. Jestem pewien, że moi koledzy w Radzie są na wzrost inflacji wrażliwi. Po prostu dotąd nie było inflacji, która mogłaby tę wrażliwość pokazać.

Wtorkowe dane z sektora przedsiębiorstw sugerują, że tam wzrost płac w tym roku rzeczywiście przyspiesza. To jest wbrew scenariuszowi DAE NBP, który zakłada, że dynamika wynagrodzeń ustabilizuje się w okolicy 7 proc.

Moim zdaniem wzrost płac może nadal przyspieszać choćby z powodu wyczerpywania się zasobów pracy. Wtorkowe dane, do których się pan odnosi, pokazały niemal 3-proc. wzrost zatrudnienia rok do roku. Ale on będzie zwalniał. To będzie wpływało na presję płacową, a mówimy tu tylko o sektorze przedsiębiorstw. A do tego dochodzi sektor publiczny, gdzie płace były zamrożone przez osiem lat, a teraz zatrudnieni w nim domagają się podwyżek.

Wzrost płac mocno w ostatnich dwóch latach przyspieszył i jak dotąd nie miało to wyraźnego wpływu na inflację. Dlaczego dalszy wzrost dynamiki płac miałby silniej przekładać się na ceny?

Płace dopiero gonią wydajność pracy, która też szybko rosła. Na razie nie mamy jeszcze nierównowagi, ale ona zacznie się pojawiać. Zbliżamy się do momentu, gdy wzrost płac zacznie bardziej wpływać na inflację.

Część ekonomistów zwraca uwagę na to, że słaba koniunktura w strefie euro, która tłumi tam inflację, blokuje też możliwości podwyższania cen polskim firmom. Nie podziela pan tej oceny?

Ja, po pierwsze, nie spodziewam się, aby to osłabienie koniunktury w strefie euro było bardzo głębokie, nie oczekuję recesji. To jest w mojej ocenie cykliczne spowolnienie. Gospodarka strefy euro od dawna nie rozwijała się bardzo szybko, więc spadek tempa jej wzrostu do 1–1,2  proc. nie odbije się mocno na polskiej gospodarce. Po drugie, polskie przedsiębiorstwa aktywnie poszukują rynków zbytu poza strefą euro, nie boją się wykraczać poza Europę. Stąd m.in. na razie wpływ spowolnienia w strefie euro na polski eksport jest ograniczony. gs

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28