W świetle tamtych wydarzeń kwietniowe, „zdrowe” cofnięcie indeksu również rodzi naturalne nadzieje na powtórkę takiego bardzo pozytywnego scenariusza. Wydaje się jednak, że tym razem widać pewne naturalne ograniczenia dla takiej wizji. Najlepiej widać to, jeśli odwołamy się do wskaźników wyceny.
Kroczek w dół z najwyższego szczebla
W trakcie kwietniowej zawieruchy S&P 500 zszedł nieco ponad jeden szczebelek z najwyższego poziomu na naszej „drabinie wycen”, co oznacza obniżenie się wskaźnika ceny do prognozowanych zysków spółek z ok. 21 do ok. 20. Tymczasem wspomniana poprzednia korekta zakończyła się w październiku ub.r. na piątym od góry szczeblu drabiny (P/E rzędu 17), zaś cała średnioterminowa fala hossy wystartowała na jesieni 2022 z niemal najniższego szczebla (P/E 15). W porównaniu z nimi obecnie widać więc dużo mniejsze pole do ponownej wspinaczki S&P 500.
Mniejszy potencjał wynika też z innego umiejscowienia współczynnika ceny do wartości księgowej (P/BV). Na jesieni ub.r. startował on po korekcie z poziomu ok. 4,0, a na jesieni 2022 – z ok. 3,5. Na tym tle kwietniowe cofnięcie (4,64 w momencie pisania artykułu) nie wygląda szczególnie okazale. Zauważmy, że po fenomenalnym I kwartale P/BV wspiął się aż do 4,81, skąd brakowało już tylko 2–3 proc. do historycznych szczytów z lat 2021 i 2000 (bańka internetowa).
Gdyby po ostatniej korekcie P/BV miał powrócić do tych ważnych szczytów, implikowałoby to w chwili obecnej wartości S&P 500 rzędu ok. 5370–5400 pkt (przy obecnej wartości księgowej, przy czym ta powoli rośnie wraz z upływem czasu). Dzięki kwietniowemu obsunięciu potencjał względem tych teoretycznych poziomów zwiększył się względem końca I kwartału, kiedy wynosił wspomniane kilka procent, ale z natury nie jest taki, jak np. na jesieni ub.r. (w końcówce października P/BV dzieliło 23–24 proc. względem historycznych szczytów).
Nastroje bardziej neutralne, jeszcze nie pesymistyczne
Podobnie sprawa wygląda, jeśli zerkniemy na wskaźniki nastrojów rynkowych zebrane w postaci naszego zagregowanego Barometru Nastrojów na Wall Street. Na plus trzeba zapisać fakt, że kwietniowa zawierucha sprowadziła go z poziomu niebezpiecznej euforii (największej od... 2018 r.) do wartości niewiele wyższej od neutralnej. To schłodzenie zbyt rozgrzanego optymizmu powinno wyjść rynkowi na zdrowie w dalszej przyszłości.
Jednocześnie jednak nie sposób twierdzić, że barometr zszedł tak nisko, jak w dołkach poprzednich trzech głębszych korekt spadkowych, w tym tej z jesieni ub.r. W tym ostatnim przypadku barometr zjechał do -0,66 pkt, co oznaczało dość silny rynkowy pesymizm. Z tego relatywnie niskiego pułapu wystartowała potem dynamiczna fala poprawy nastrojów, trwająca aż do marca br. W tabeli pokazujemy, że na wyraźnie ujemnych poziomach nasz barometr lądował także w przypadku pozostałych głębszych korekt.