Wyroby wędlinopodobne czy czekoladopodobne były przede wszystkim efektem ówczesnego deficytu ekonomicznego, ciągłych braków towarów oraz koniecznością wypełniania powstających luk i potrzeb adekwatnymi – choć w niewielkimi stopniu – substytutami.

Dziś okazuje się, że wydarzenia z nieodległej historii jak ulał pasują do tego, co obserwujemy na rynku funduszy typu ETF. Instrumenty te zgodnie z podstawowymi założeniami mają na celu dokładne odwzorowanie struktury określonego instrumentu bazowego, a następnie uzyskanie takiej samej stopy zwrotu. A więc ETF odwzorowujący WIG20 powinny tworzyć akcje 20 spółek notowanych na giełdzie, a ich udział w portfelu funduszu powinien być taki sam jak w indeksie giełdowym. W ciągu dziesięciu lat liczba ETF-ów na świecie wzrosła z dwóch do blisko siedmiu tysięcy, a wartość aktywów osiągnęła na koniec ubiegłego roku ponad 6,3 bln dolarów. Dynamiczny rozwój rynku ETF-ów pociąga za sobą tworzenie wielu nowych typów funduszy, które coraz mniej mają wspólnego z klasycznymi funduszami indeksowymi, stając się tym samym instrumentami ETF-podobnymi.

Zaistniała sytuacja wywołała gorącą dyskusję pomiędzy instytucjami finansowymi, które posiadają w swojej ofercie przede wszystkim fundusze ETF. Okazuje się bowiem, że obok klasycznych funduszy indeksowych w ostatnich latach powstało również wiele funduszy, których strategie bazują na inwestycji w instrumenty pochodne czy określone koszyki towarów. O tym nie zdawało sobie sprawy wielu inwestorów. Dopiero ostatnie wydarzenia, gdy mieliśmy do czynienia ze skokowym wzrostem zmienności na rynkach kapitałowych czy gwałtownym spadkiem cen ropy, uświadomiły uczestnikom rynku giełdowego, co kryje się za produktem, który znajdował się na tej samej półce co inne klasyczne fundusze ETF.

Efektem tej dyskusji było skierowanie przez największe firmy inwestycyjne, takie jak: BlackRock, SSGA oraz Vanguard, wniosku do amerykańskich giełd o wprowadzenie spójnych, jednoznacznych i transparentnych zasad definicji funduszy ETF. Podmioty te odpowiadają razem za 75 proc. rynku ETF-ów i zarządzają aktywami o łącznej wartości 4 bln dolarów, stanowią więc istotny głos w dyskusji. Zdaniem przedstawicieli instytucji finansowych ważne jest, aby to giełdy zapewniły warunki pozwalające na rozróżnienie instrumentów klasycznych w relacji do tych, które mają bardziej złożone konstrukcje. Autorzy petycji zaznaczają również, że wiele z nowych instrumentów może być niezrozumiałych dla inwestorów giełdowych, szczególnie tych początkujących. Osoba, która myśli, że inwestuje swoje środki w fundusz ETF, w rzeczywistości powierza je w zupełnie inny pod względem struktury oraz profilu ryzyka instrument finansowy. Według szefa State Street Global Advisors taka sytuacja może doprowadzić do zniszczenia całej branży, bo osoby, które doświadczą porażki na funduszach ETF-podobnych, mogą zniechęcić się do inwestycji w klasyczne ETF-y.

Ciekawą propozycją podzielił się w tej dyskusji przedstawiciel BlackRocka. Jego zdaniem przydatny byłby system etykietowania funduszy tak jak w przypadku żywności. Takie podejście daje przede wszystkim informacje o tym, co jest w środku danego produktu. Emitenci klasycznych ETF-ów głównie zwracają uwagę na potrzebę wprowadzenia odrębnej klasyfikacji, a tym samym spójnego nazewnictwa dla funduszy typu short i leverage. W tym kontekście powstają jednak obawy o to, że fundusze, które w swojej strategii mają zabezpieczenie pozycji inwestorów, mogą być błędnie zaklasyfikowane, co będzie dla nich niekorzystne z punktu widzenia plasowania swojej oferty dla inwestorów. W tym sensie należy traktować obecną sytuację jako początek pewnej dyskusji, która powinna doprowadzić do wypracowania nowych rozwiązań korzystnych dla wszystkich stron – zarówno inwestorów, jak i emitentów.