Piotr Lewandowski: Rynek pracy: dla kogo inwazja robotów jest najgroźniejsza

Piotr Lewandowski- prezes Instytutu Badań Strukturalnych

Publikacja: 01.11.2019 06:50

Piotr Lewandowski: Rynek pracy: dla kogo inwazja robotów jest najgroźniejsza

Foto: materiały prasowe

W mediach pojawiły się informacje, że do 2030 r. roboty zastąpią 20 mln zatrudnionych w fabrykach, a w USA ofiarą automatyzacji będzie 1,3 mln miejsc pracy na Wall Street. Badacze z Oksfordu przed kilkoma laty ogłosili, że połowa miejsc pracy może ulec automatyzacji. Tymczasem sondaże w Polsce dowodzą, że nie obawiamy się konkurencji maszyn. Czy słusznie?

W Polsce jest tendencja do myślenia, że różne globalne problemy nas nie dotyczą. A potem nagle przeżywamy szok, że np. brakuje ludzi do pracy. Stąd ten optymizm. Z drugiej strony kasandryczne artykuły, które dobrze się klikają, często nie mają potwierdzenia w faktach. Niestety, analitycy także ulegają pokusie klikalności, w tym również ci z Oksfordu. Tamto badanie było bardzo słabe metodologicznie, oparte na opiniach 20 osób, które na co dzień zajmują się technologiami. Ludzie ci mieli ocenić, czy w najbliższych dekadach technicznie możliwa będzie automatyzacja głównych zadań wykonywanych w 70 przykładowych zawodach. Oceny dokonywali ludzie zajmujący się nowymi technologiami, mający tendencję do przeszacowywania swoich możliwości. Na tej podstawie badacze oszacowali, że da się zautomatyzować prawie połowę zawodów. Nie uwzględnili jednak dwóch istotnych kwestii.

Jakich?

Po pierwsze, nawet jeśli główne zadanie w danym zawodzie będzie wykonywała maszyna, wcale nie oznacza to, że cały zawód można zautomatyzować, bo składają się na niego też inne czynności, które mogą być trudne do automatyzacji. Bliższe rzeczywistości jest badanie przeprowadzone dla OECD, które sprawdzało, jaką część zadań w różnych specjalizacjach można zautomatyzować. Okazało się, że tylko ok. 10 proc. prac ma wysoką podatność na automatyzację, co oznacza, że można nią objąć ponad dwie trzecie zadań.

Druga kwestia to ekonomiczna racjonalność. Jeśli nawet jakiś zawód można zautomatyzować, nie zawsze ma to ekonomiczny sens. W badaniu dla OECD nie oceniano, czy automatyzacja będzie miała ekonomiczny sens, a i tak odsetek prac podatnych na automatyzację okazał się znacznie niższy niż 50 proc.

Możemy więc powiedzieć, że optymizm Polaków ma solidne podstawy?

Trzeba jednak pamiętać, że po raz pierwszy w historii następuje szybki postęp technologiczny, który pozwala zastępować ludzi nie tylko przy pracach fizycznych, ale i umysłowych. Dotychczasowe badania wskazują też, że czeka nas zmiana charakteru zawodów. Będą eliminowane rutynowe czynności dające się zapisać w formie algorytmów. Pozostaną te kreatywne, nierutynowe i związane z interakcją między ludźmi. A także prace, których nie opłaci się automatyzować. Są jednak branże, w których faktycznie widać już wpływ robotyzacji na likwidację miejsc pracy; dotyczy to także Polski (np. przemysł samochodowy).

Mimo planów zwolnień w Volkswagenie w Polsce na razie nie odczuwamy skutków tych zmian.

Dlatego że wynikający z demografii i depopulacji niedobór pracowników pojawia się akurat w momencie, gdy niektóre branże inwestują w automatyzację. Jednak dla pracowników fabryk, które redukują zatrudnienie, jest to już problem. Co więcej, skutki automatyzacji przy wykorzystaniu technologii uczenia maszynowego (machine learning) mogą niedługo dotknąć pracowników biurowych, np. w centrach usług biznesowych. Pracują tam setki tysięcy absolwentów uczelni, którzy często wykonują dość rutynowe prace. Co się stanie, jeśli za pięć lat zniknie tam 100 tys. etatów, podczas gdy co roku na rynek pracy wchodzą kolejne tysiące absolwentów? Jednocześnie będziemy potrzebować pracowników w zawodach, gdzie liczą się kompetencje interpersonalne, np. w opiece zdrowotnej, edukacji.

Wątpię, by specjalista ds. księgowo-finansowych chciał zostać opiekunem starszych osób czy kelnerem.

Tak, dlatego głównym wyzwaniem nie jest zanik pracy, ale zmiana jej struktury. Problem w tym, że zawody opiekuńcze są głównie domeną sektora publicznego, gdzie płace nie są konkurencyjne. Nasili się więc problem niedopasowania na rynku pracy. Z jednej strony może się pojawić technologiczne bezrobocie, a z drugiej będzie niezrealizowany popyt na pracę w zawodach, w których ludzie nie będą chcieli pracować.

Coraz częściej słyszymy, że ubocznym efektem wejścia robotów i automatów będzie rosnąca polaryzacja na rynku pracy i zanikanie środkowej warstwy. Zostanie elita wysoko wykwalifikowanych specjalistów i menedżerów, a na drugim biegunie będą nisko płatne, często dorywcze prace. Nas też to czeka?

Ten trend widać już w Wielkiej Brytanii i USA. Stany Zjednoczone nie mają dobrego systemu zabezpieczenia społecznego, więc ludzie, widząc zanik prac w przemyśle i średnio wykwalifikowanych usługach, podejmują się słabo płatnych, prostych prac w gastronomii czy handlu. W Polsce i innych krajach naszego regionu takiej polaryzacji jeszcze nie ma. Przez ostatnie 25 lat, gdy rozwijał się sektor usług, także tych dla biznesu, a zatrudnienie w przemyśle było stabilne, liczba miejsc pracy w środkowej warstwie rosła. Jednak wielu z tych zawodów dotyczy wysokie ryzyko automatyzacji, zatem polaryzacja może się stać naszym problemem w perspektywie 10–15 lat.

Co powinniśmy robić, żeby nie paść ofiarą tego trendu?

Niestety, wiele z tych wyzwań to raczej zadania dla polityki publicznej niż dla poszczególnych ludzi. Każdy z nas, niezależnie od wyboru kierunku kształcenia, powinien mieć podstawowe umiejętności korzystania z technologii cyfrowych w pracy. Wkrótce będą one tak samo niezbędne jak umiejętność liczenia czy czytania. To trochę truizm w sytuacji, gdy w Polsce nie ma systemowego podejścia do kształcenia umiejętności cyfrowych wśród dorosłych. Na pewno ważna jest rola rodziców. Niezależnie od wyboru ścieżki zawodowej przez dzieci warto przypilnować, by zdobyły podstawową umiejętność programowania i poruszania się w internecie, w tym selekcjonowania fałszywych informacji. ¶

rozmawiała_Anita Blaszczak

Inwestycje
Kamil Stolarski, Santander BM: Polskie akcje wciąż są nisko wyceniane
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Na giełdach nie dzieje się nic złego
Inwestycje
Uspokojenie nastrojów sprzyja korekcie spadkowej na rynku ropy naftowej
Inwestycje
Niemiecki DAX wraca do walki o 18 000 pkt
Inwestycje
Michał Stajniak, XTB: Kakao na ścieżce złota, szuka rekordów
Inwestycje
Łańcuch wartości i jego rola w badaniu istotności