– Spadek notowań ropy naftowej to efekt gasnących obaw związanych z sytuacją na Bliskim Wschodzie. Wiele wskazuje na to, że mimo niedawnych wzajemnych ataków Izraela i Iranu do eskalacji konfliktu zbrojnego w tym rejonie świata nie dojdzie – dyplomaci z obu krajów raczej umniejszali znaczenie ataków, twierdząc, że nie były one dotkliwe i nie wywołają gwałtownej reakcji. Dla rynku ropy oznacza to brak obaw o kolejne obniżenie podaży ropy naftowej z tej części świata – wskazuje Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ.
Warto jednak zwrócić uwagę, że zanim temat Izraela i Iranu wyszedł na pierwszy plan, ropa naftowa zanotowała wyraźny ruch w górę. Rynek liczył m.in. na wzmożony popyt na surowiec wraz z perspektywą poprawy sytuacji gospodarczej w Chinach i mocną gospodarką w Stanach Zjednoczonych. Problem jednak w tym, że chociażby ostatnie dane z Chin okazały się niejednoznaczne, a to może być za mało, by być wsparciem dla notowań.
– Rynki bacznie śledzą dane makro z kluczowych globalnych gospodarek, na czele z USA i Chinami. Wynika to z faktu, że w obliczu braku obaw o podaż na pierwszy plan wysuwają się obawy związane z wątłym popytem na paliwa. Dane z Chin w ostatnim czasie mogły zostać uznane co najwyżej za mieszane, z kolei w Stanach Zjednoczonych wiele emocji wzbudza temat bardziej jastrzębiej od oczekiwań polityki monetarnej i zapowiedzi przedłużenia okresu wysokich stóp procentowych. Im dłużej stopy pozostaną wysoko, tym mocniej sytuacja będzie negatywnie przekładać się na możliwości rozwoju amerykańskiej gospodarki – podkreśla Dorota Sierakowska. Gdyby faktycznie do tego doszło, ropa naftowa stanęłaby więc też przed wyzwaniami ze strony popytu. PRT