W ostatnim czasie zapachniało korektą na rynkach, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy, wydaje się, że strach mógł mieć jedynie wielkie oczy...
Tak, w szczególności jeśli mówimy o polskim rynku. Ostatnie dni to jednak dość nieczęsty obrazek, czyli mocny krajowy rynek i słabe Stany Zjednoczone. Jeśli więc dzisiaj mówimy o korekcie, to raczej w kontekście Wall Street. Ciężko zaś znaleźć jednoznaczną przyczynę tej korekty, bo tak naprawdę złożyły się na nią różne czynniki. Skoro więc nie ma jednoznacznej przyczyny to postawiłbym tezę, że mamy do czynienia z klasyczną korektą w trendzie. Sam trend pozostaje cały czas wzrostowy. Uważam zresztą, że w Stanach Zjednoczonych ta korekta jest bardzo zdrowa. Od szczytów S&P 500 spadł o około 5 proc. w ciągu kwartału. Historycznie w trendzie wzrostowym korekty wynoszące 5–10 proc. się zdarzały, ale nie zmieniały trendu.
Stany Zjednoczone przez długi czas grały pod obniżki stóp procentowych. Fed jednak dzisiaj nie ma zbyt wielu argumentów, by stopy obniżać.
Wiele rzeczy faktycznie na to wskazuje. Ten najłatwiejszy i najszybszy spadek inflacji na pewno jest za nami. Fed komunikuje zaś od wielu miesięcy, że musi mieć pewność, że inflacja będzie spadać i moim zdaniem to wyczekiwanie przez Fed ma jak najbardziej sens. W zależności od spływających danych Rezerwa Federalna pewnie będzie reagować, ale to nie zmienia faktu, że cykl podwyżek stóp procentowych mamy zakończony. Pytanie, kiedy dojdzie do pierwszych obniżek stóp. Długoterminowy kierunek jest więc jasny, chociaż sam moment pierwszej obniżki faktycznie odsuwa się w czasie. To w krótkim terminie nie wpływa dobrze na rynek, ale w długim terminie to nie jest też aż taki duży kłopot.