Jak wygląda obecnie działalność operacyjna GetBacku? Czy proces cięcia kosztów już jest za wami?
Koszty zostały mocno zredukowane. Spadły do poziomu 10–12 mln zł miesięcznie wobec 25 mln zł wcześniej. Renegocjowaliśmy wiele umów, zredukowaliśmy flotę samochodową, rozstaliśmy się z niektórymi pracownikami. W tej chwili bardziej koncentrujemy się na odbudowie zdolności operacyjnych niż na dalszym cięciu kosztów. W obszarze kadrowym nie ma problemów z pensjami. Są one wypłacane na czas. Opracowujemy też teraz nowy system premiowy, który ma działać od 1 października. Utworzyliśmy program utrzymania pracowników. Zidentyfikowaliśmy także kluczowych menedżerów w firmie, którzy również mogą liczyć na nasze wsparcie. Rozpoczęliśmy proces rekrutacji. Chcemy pozyskać ludzi do obszarów, w których zbyt wiele osób od nas odeszło. Biznes windykacyjny jest biznesem operacyjnym. Ważna jest efektywność.
Obudowanie operacji i kadr to chyba trudne zadanie. GetBack raczej nie jest teraz wymarzonym miejscem pracy.
Zgadza się. Reputacja firmy jest zła. Myślę, że warto byłoby się zastanowić, czy nie zmienić marki, jeżeli firma będzie funkcjonowała dalej w opcji bez pozyskania inwestora. Marka GetBack bardzo źle wpływa na osoby, które potencjalnie mogą u nas pracować, ale działa także negatywnie na naszych klientów, czyli dłużników. Musimy więc odbudować wiarygodność w wielu obszarach.
Kiedyś mówił pan, że GetBack może być wart znowu 1 mld zł...