Był poniedziałkowy poranek. Inwestorzy giełdowi jeszcze nie zdążyli się przygotować do startu nowego tygodnia, kiedy na rynku pojawiła się informacja, która – jak się później okazało – zmieniła oblicze polskiego rynku. Dokładnie 16 kwietnia 2018 r. o godz. 7.17 pojawił się komunikat giełdowy GetBacku. Brzmiał: „Zarząd GetBack informuje, po uzgodnieniu niniejszej informacji ze wszystkimi zaangażowanymi stronami, o pozytywnym zaangażowaniu w rozmowy z bankiem PKO BP oraz Polskim Funduszem Rozwoju na temat udzielania GetBack lub podmiotom z grupy kapitałowej GetBack finansowania o charakterze mieszanym kredytowo-inwestycyjnym. Łączna kwota finansowania udzielonego przez bank i PFR wyniesie do 250 mln zł. Strony prowadzą negocjacje mające na celu ustalenie pozostałych warunków finansowania. Strony przewidują zakończenie negocjacji oraz podpisanie stosownych umów dotyczących finansowania w jak najszybszym terminie".
Po takim komunikacie wydawało się, że atmosferę wokół GetBacku, która, delikatnie mówiąc, była już dość napięta, uda się uspokoić. Nic bardziej mylnego. Wraz z komunikatem otwarta została puszka Pandory. Zanim jeszcze rozpoczęła się poniedziałkowa sesja, PKO BP i PFR zaprzeczyły informacjom przekazanym przez zarząd GetBacku, a wokół windykatora rozpętało się piekło.
Efekt GetBacku
Przebieg dalszych zdarzeń jest dobrze znany. Jeszcze tego samego dnia GPW na wniosek Komisji Nadzoru Finansowego decyduje o zawieszeniu notowań akcji i obligacji GetBacku (do dziś nie można nimi handlować). Konrad K., prezes GetBacku, traci stanowisko. Później jest jeszcze ciekawiej. Na światło dzienne wychodzą informacje, że GetBack jest kolosem na glinianych nogach, którego wyniki były kreowane sztuczkami księgowymi. Działalność spółki była finansowana głównie poprzez masową emisję obligacji, których GetBack nie jest już w stanie obsługiwać. Spółka – zamiast walczyć, jak zapowiadała, o miano lidera rynku windykacyjnego – cudem broni się przed upadkiem. Pojawiają się aresztowania, oskarżenia o wyprowadzanie pieniędzy i działania na szkodę spółki zarówno w stosunku do osób bezpośrednio z nią związanych, jak również wobec osób i podmiotów, które z nią współpracowały.
Dla polskiego rynku kapitałowego, który i tak miał swoje problemy, był to bardzo bolesny cios. Dziś wielu obserwatorów rynku mówi, że GetBack to polski Lehman Brothers (przy zachowaniu wszystkich proporcji).
Problemy, które dotknęły spółki, nie dotyczyły tylko jej samej, jej akcjonariuszy czy wierzycieli. GetBack okazał się wyrzutem sumienia całego rynku. Od tego momentu w zasadzie nic już nie jest takie samo. GetBack, tak jak Lehman Brothers, zabrał także to, co dla rynku jest najważniejsze, czyli zaufanie.